sobota, 11 lipca 2015

Rozdział X

Ja i moje lenistwo... cóż, mówi się trudno. Naprawdę moja wena jest jak niesforny kociak, nad którym nie można zapanować. Ale cóż... dziękuję, że jesteście ze mną i towarzyszycie mi w tej malutkiej podróży, podróży przez świat własnych umiejętności^^. Rozdział był pisany w kawałkach, w różnych odstępach czasowych. Są nowe postacie, jest kilka nierozwikłanych tajemnic... a co dalej, to się zobaczy. :>
..........................................................................................................................

Kilka długich miesięcy później
               Splunął na gorący piasek, ocierając spocone czoło wilgotną szmatką. Ręce miał poranione, a na prawym policzku widocznie rozciągała się smuga smaru. Skóra piekła go żywym ogniem, a palące słońce nie miało zamiaru skryć się za chmurami. Chwilami zbierało mu się na wymioty, ale natychmiast przechodziło; ostatniego suchara miał w ustach trzy godziny temu i od tamtego czasu zdążył zgłodnieć. Skórzana kurtka lekko popruła się przy szwie prawego ramienia; zignorował to, choć odsłonięta część piekła bardziej niż reszta. Uśmiechnął się sam do siebie, gdy holoklucz, kurczowo ściskany w  dłoni dokonał ostatniego skrętu; a śruba przywarła do konstrukcji. Podniósł się z klęczek, a zmęczone kolana eksplodowały potężnym bólem; czuł szkarłatną krew, sączącą się z obtarć pod materiałem spodni. Wolfie go zabije. Cholera jasna, Wolfie naprawdę go zabije. Oparł się o siedzenie swojego już w pełni sprawnego ścigacza i pociągnął jeden, mały, ale jakże orzeźwiający łyk ze staromodnej manierki. Czarne rękawice wsunął na dłonie; wyraźnie czuł lekkie pieczenie w prawym, nieco obdartym kciuku. Panujący tu upał wzmagał ból trzykrotnie; na tej cholernej planecie nawet zwykłe skaleczenie bolało jak diabli. Komunikator, którym zazwyczaj kontaktował się z resztą padł kilka godzin temu; a to wszystko przez niego i tę cholerną porywczość. Mówili, że mu się nie uda. Mówili, że nie zdobędzie broni od tych pieprzonych Imperialnych. Mówili, że to pułapka, ale on jak zawsze musiał postawić na swoim. Na szczęście (lub nieszczęście) wystarczyło mu osiem strzałów. Zawsze trafiał. Nie chwaląc się oczywiście, był najlepszym strzelcem w zespole; ponadto był tez człowiekiem. Co dodatkowo wzmacniało jego autorytet. Zacisnął dłonie na kierownicy; warkot silnika zadźwięczał znajomo. Kojąco. Już miał odpalić i opuścić to cholerne pustkowie, gdy cichy zgrzyt dobiegł jego uszu. Pierwsza myśl. Imperialni, Pierwszy odruch. Blaster. Gdzie jest ten cholerny blaster?! Z trudem wydostał broń, zaczepioną o brązowy pas. Z trudem uniósł ją i wycelował w stronę nieznanego dźwięku. Gdyby faktycznie... gdyby faktycznie był tam wróg... chłopak zrobiłby to o te kilka chwil za późno. Już gryzłby piach. Ale ku własnemu zaskoczeniu ujrzał przed sobą dwie postacie; mężczyzna, rozpoznał po szerokich barkach i widocznej zza kaptura brodzie. Kobieta. Togrutanka. Nieco mniej zasłonięta. Wyraźnie widział jej zgrabne biodra, kołyszące się w rytm jej kroków. Lekko spąsowiał, co sprawnie skryła przewieszona przez szyję chusta. Nie wiedział, czego chcą. Wyglądali... dość podejrzanie. Ale biła od nich dziwna aura spokoju. Przyjaźni. Był pewny, że nie mają złych zamiarów. A jego pewność nigdy się nie myliła. Zsiadł pojazdu i zauważył jak dłoń mężczyzny lekko unosi się ku górze. Wyczuł to. Przetoczył się na bok i uniknął lekkiego pchnięcia Mocą. Jedi. Cholera jasna. Prawdziwi Jedi!
– Hakatumu! Hakatumu!
Wrzasnął na całe gardło, podrywając się z ziemi. Nie wiedział, co powiedział. Nie wiedział, co to znaczy. Ale było przyjęte... za międzygalaktyczne tajne hasło. Za hasło, dzięki któremu Jedi i Rebelianci rozpoznawali swoich. Stang, jak tak dalej pójdzie może Wolfie wybaczy mu to małe spóźnienie.
Dziewczyna zrzuciła kaptur, jej lekku były biało-błękitne. Cudne. Bardzo podobne do tych, które miała Wolfie. Ale nieco jaśniejsze. Podążyła w jego stronę. Jej kroki były niechlujne. Brzydkie. Niekobiece. Miał wrażenie, że jest chora. Albo ranna. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on natychmiast odwzajemnił gest. Widział w jej oczach desperację, choć starannie próbowała ją ukryć. Ale jego nie dało się zmylić. Ponadto nie mogła wiedzieć o czym myśli... twarz skrytą miał za ciemnymi okularami. Zawsze nosił je podczas pilotażu.
– Rebelianci... z Tatooine?
Skinął głową, luzując silny uścisk. Widział jak krzywi się pod wpływem jego dość mocnej krzepy; cóż, nie był przyzwyczajony do spotkać z kobietami. A na pewno nie delikatnymi.
– Chcemy do Was dołączyć. – odezwał się oschle starszy mężczyzna, podchodząc nieco bliżej. W jego głosie słychać było nutę... zmęczenia. Zmęczenia życiem. I iskrę... wyższości. Nienawidził takich ludzi. 
Chłopak ponownie skinął głową. Jego ścigacz był duży. Zdołał pomieścić dwóch dodatkowych pasażerów. Miał tylko nadzieję, że Wolfie nie urwie mu głowy. 
               Ahsoka czuła lekkie wibracje w Mocy, dochodzące od tego chłopaka. Wydawał się przyjazny. Trochę przypominał jej Anakina. Pędząc przez pustkowia Tatooine była zmuszona siedzieć za jego plecami. Cały czas miała wrażenie, że to były Mistrz prowadzi tę cholerną maszynę... okolica rozmyła się w długą smugę. Nie rozróżniała poszczególnych elementów krajobrazu. Rebeliant pędził z niesamowitą prędkością. A ona wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że czuje od niego coś... niezwykłego. Miała wrażenie, że był wrażliwy. Czuła lekki płomień Mocy... słaby. Bardzo słaby i na ogół niewyczuwalny. Ale po bliższej lustracji jego osoby... już była pewna, że umie z niej korzystać. Słabo i amatorsko, ale jednak. I to ją cholernie dziwiło. Bo nie pamiętała go ze świątyni Jedi. Nie miał też miecza... co dodatkowo ją zszokowało. Ta cała wojna... wojna. Tego nie można było nazwać już wojną. Raczej łapanka ludzi walczących o wolność... przez to jebane Imperium Galaktyczne. I kto by pomyślał, że Palpatine będzie zdolny do czegoś takiego. Kto by pomyślał, że przywódca Separatystów, jedyny potężny Sith cały czas był pod ich nosami... Zamknęła oczy. Poddała się wspomnieniom. Szelestowi liści w świątynnym ogrodzie. Śmiechowi adeptów, ćwiczących cierpliwość. Brzęczeniu miecza świetlnego, jeszcze wtedy niesłużącego niczemu złemu...
               Dojechali, gdy zaczynało już zmierzchać. Obóz był dość obskurny; kolczasty, staroświecki drut okalał całe osiedle, zapewniając ochronę przed pustynnymi drapieżnikami. W tych czasach nie mieli za dużego wyboru... ani dostępu do zbyt nowoczesnych środków. Wewnątrz stało kilkanaście domków, wykonanych jak te w Mos Espie. Wyglądało to jak farma grzybów... i przyprawiało o pewien rodzaj spokoju. W rogu znajdował się dziwnie mały budyneczek... Rebeliant natychmiast wytłumaczył, że to wszystko jest jedynie pozorami; była to winda do ich podziemnej bazy, gdzie chowali zapasy i obmyślali plany. Na powitanie wyszła im wysoka Togrutanka. Oczy miała zielone, ciało opinał jej szary kombinezon, a na biodrach zarzucony był spory pas; przy nim sterczały dwa blastery, kieszonka na komunikator i druga, nieznanej zawartości kieszeń. Dziewczyna, niewiele wyższa od pierwszego poznanego rebelianta podeszła... i wymierzyła chłopakowi siarczysty policzek. Ahsoka przez lekko prześwitujący na kończynach kombinezon ujrzała długi, ciągnący się od ramienia do nadgarstka tatuaż; przypominał smoka, choć nie dałaby głowy. 
– Raven, jeśli to powtórzy się jeszcze raz, osobiście wymierzę Ci dwanaście uderzeń lancą! Mimo, że nie praktykujemy takich kar... – łypnęła dość ciekawskim wzrokiem na sprowadzoną Togrutankę. Natychmiast jej bystry wzrok napotkał dyndający u pasa miecz świetlny; w zadumie pokiwała głową. Chłopak skruszył się nieco, a napotkawszy karcące spojrzenie dziewczyny natychmiast zdjął okulary; Tano natychmiast dostrzegła jego niebieskie oczy w kolorze oceanu. Włosy miał kruczoczarne, a sylwetka dobrze zbudowaną. To zabawne jak gwałtownie zmieniało się jego oblicze pod wpływem tej... zołzy.
               Tuman kurzu wzniósł się w powietrze, gdy ostra jak brzytwa część skały oderwała się nagle, potoczyła  przez wyżłobione w zboczu koryto i o mało nie zmiażdżyła tajemniczej postaci, która w ostatniej chwili zwinnie odskoczyła w tył, z trudem łapiąc równowagę przy upadku. Postać miała czarne jak heban, ćwiekowane rękawice i potężny nóż z rzeźbioną rękojeścią przytroczoną do pasa. Od lewej brwi do prawego kącika ust biegła mu niemalże prosta, głęboka blizna, znacząco szpecąca młodą twarz. Ostrożnie przejechał dłonią po gładkiej, zimnej ścianie, napotykając pod palcami szukane wgłębienie. Zapadał zmierzch. Pomarańczowa kula nieśmiało kryła się już za linią widnokręgu. Dostrzegał to. I wiedział też, że po zmroku robi się tu cholernie niebezpiecznie. Ale zignorował ostrzeżenia miejscowych. Miał zamiar skończyć to, co zaczął. Wcisnął palce w wyżłobienie i ostrożnie powiódł po skale, starając się odczytać litery. Zajęło mu to nie więcej niż kilkadziesiąt sekund. Powiem chłodnego wiatru musnął go po twarzy, a płonące ciekawością modre oczy wyłapały cień, tańczący na piasku.
Obrócił się gwałtownie, prawie wpadając w jarzące się żółte ślepia.
Odskoczył, unikając ciosu masywnego ogona. Kolejny unik. Kolejny cios. Muśnięcie żeber i zapach krwi. Dynamiczny ruch po drugiej strony. Dwoje wrogów. Dwie... jaszczurki?  Wyszarpał nóż za pazuchy, lecz wydawał się on niczym wobec potęgi obu potworów.
Nie. Poradzi sobie. Nie użyje tego, co...
Cios. Unik. Wytrącenie z równowagi. Cios w tył głowy. Muśnięcie opancerzonego ogona. Zawroty głowy.
Zebrał się w sobie. Myśl intensywnie. Myśl o tym, o czym nie chcesz myśleć. Skup się. Po chwili nie było już nic. Nie było gwiazd, jarzących się na niebie. Nie było skał. Nie było okropnego wrzasku jaszczurów. Był tylko on. On i dwa cele. Dwie baletnice, tańczące wokół niego taniec śmierci. Nie. Powtarzał sobie wcześniej. Nigdy więcej. Nigdy więcej.
Ale los nie dał mu wyboru. Nigdy nie dawał my wyboru. Użył całej swojej złości, całego żalu i wyrzutów, by skumulować jedną, potężną porcję energii. Chwycił jaszczura w morderczy uścisk silnej woli i cisnął nim o pobliską skałę. Drugi potwór ucichł na moment, ale zaraz rzucił się na niego, wymierzając w ślepej furii uderzenia śmiertelnego ogona.
Odskoczył, wykonał obrót, zwrot, unikając kolejnych ciosów. Tańczył. Tańczył jak wojownik na polu bitwy. Tańczył jak... Jedi.
Nie. Nie jest Jedi. I nigdy nie będzie. Jedi nie istnieją i niech tak zostanie.
Poczuł przypływ negatywnych emocji, słyszał uszami wyobraźni zmęczony oddech przeciwnika. Widział krew, sikającą z martwego stwora.
Ujrzał to i mimowolnie wykonał odważny krok, schodząc do ofensywy. uderzył. ostrzem noża.  Tylko rozjuszył przeciwnika, który w przypływie furii boleśnie rąbnął go w biodro. Upadł na klęczki, ale odturlał się w porę. Syknął i przygotował się. Wiedział, że da radę. I nie potrzebuje do tego nikogo i niczego.
Jaszczur rzucił się na niego.
Ale on był gotowy.
Oczekiwał. Czas nagle zwolnił. Czuł krew, zalewającą mu oczy. Mącącą w umyśle. Ale nie poddał się. Odczekał do właściwego momentu i uderzył.
Trafiając nożem bezpośrednio w tętnicę szyjną gada.
Zwierzę stanęło jak wryte, dopiero po chwili orientując się, że właśnie umiera. Wykrwawiało się. Ostatkiem pisnęło żałośnie i opadło w kałuży krwi. A on uśmiechnął się kącikami ust. I zemdlał.


6 komentarzy:

  1. Ej, ej! Co to za słownictwo?! Nie wolno!
    A tak btw, Mój leniwy Kangur wreszcie dodał nn O.o Opłaciło się tyle błagać i truć jej dupę :D
    Co do ostatniego, nie dziwię się, że ktoś Ci powiedział iż piszesz jak Sapkowski. I czemu ja mam, kurna, wrażenie, że dałaś tam Wiedźmina? xD Przyznaj się!
    Cudnie! *-* :* Wyczuwam powiązanie z Rebels, nie wiem czemu :P
    Trzymaj się!
    Niech Moc będzie z Tobą! <3
    Weny!

    (Zawsze dla Ciebie) Inga ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mam najmniejszego pomysłu na komentarz ;-; Co nie zmienia faktu że jesteś genialna! *.* Czemu coś mi mówi że ostatni fragment to o Anakinie? No ale ja go widzę wszędzie, więc jak nie no to wybacz xD Chcę więcej, za mało piszesz, masz dwa tygodnie na kolejny rozdział! Muszę mieć co czytać po powrocie z Czech :p Najbardziej mnie wkurza co z Padme i dzieciakiem ;-; Chyba że coś już kręce, ale pamiętam że coś było wspomniane o Padme która została z dzieckiem na Couruscant czy coś takiego w poprzednich rozdziałach xD CZEKAM NA NN!

    Twoja najwierniejsza fanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest wredna kobita - przedłuży to, aby zrobić nam na złość! :/

      Usuń
  3. Kiedy nowy rozdział?

    (tu Ashara)

    OdpowiedzUsuń