Niebo lśniło tysiącem gwiazd, chaotyczną ręką porozrzucanych w przestrzeni kosmicznej.
Nadzieja była jak te gwiazdy. Piękna, jasna i widoczna.
Ale sferami martwa.
Ahsoka zacisnęła usta, opierając podbródek na wspartych o blat biurka ramionach. Od zniknięcia rycerzyka minęło raptem kilka godzin, a ona już czuła głęboki niepokój. Miała wrażenie, że ziarenko strachu rzucone jakiś czas temu na żyzną glebę jej serca wyrosło na potężne drzewo, niezachwiane i odporne na sztormy nadziei. Wstała, by rozprostować kości i wzdychając z wyraźną rezygnacją opuściła kajutę, udając się w kierunku pokoju obrad. Miecz świetlny uspokajająco dyndał u jej biodra, obijając się o nie przy każdym kroku.
Mając broń, czuła się bezpieczna.
Mając broń czuła siłę.
Pokonała korytarz jednym sprawnym susem i przybierając maskę całkowitego opanowania przekroczyła automatyczne drzwi, nakrywając mistrza Kenobiego na zaciekłym myszkowaniu w systemie.
– Obi-Wanie?
– Hm?
– Znalazłeś coś?
Nie odpowiedział. Widziała jak jego dłonie zaciskają się w pięści, a ramiona kiwają w geście obojętności.
Ale wiedziała, że nie jest obojętny. Wiedziała, że...
Prychnęła. Do własnych myśli.
Niczego nie była pewna. Niczego nie wiedziała. Do cholery, była tylko smarkatą padawanką, której nigdy nikt nie raczył informować o tym, co najważniejsze. Była zwykłym dzieciakiem, niezdolnym unieść brzemienia tak ważnych spraw, wymagających tajemnicy służbowej.
A przynajmniej w taki sposób ją traktowano. Nigdy nie narzekała. Nigdy nie robiła wyrzutów. Żyła po prostu, udając, że nie widzi z jaką protekcjonalnością ją traktują. Zbywała nastawienie oficerów, kapitanów i mistrzów machnięciem dłoni. Ale to nie był taki czas. Chciała wiedzieć. Chciała znać przypuszczenia Obi-Wana. Chciała znać wytyczne. Chciała znać plany. Tym razem nie chodziło tylko o brak zaufania. To była sprawa osobista. Sprawa, dotycząca jej bezpośrednio.
Sprawa dotycząca człowieka, który był jej mentorem.
I miała prawo brać w niej czynny udział tak samo jak pozostali. Podeszła do konsolety, Kenobi umknął spojrzeniem, ale posyłając wici Mocy zmusiła go do kontaktu wzrokowego.
I uśmiechnęła się paskudnie.
– Nie wiem... zaginął bez śladu. Zapadł się pod ziemię. Nie odpowiada na żadne sygnały, nie jestem w stanie go namierzyć... wytworzył barierę obronną. Anakin...
– ...nie chce być znaleziony. – dokończyła Togrutanka, zaciskając pięści. Wbiła paznokcie w skórę, przewracając gwałtownym szarpnięciem dłoni stojące tuż obok krzesło.
Ciche westchnienie przetoczyło się po sali, by nagle zawisnąć w powietrzu i być skutkiem długiej, gęstej ciszy.
Żadne z nich nie rozumiało, co się dzieje. Wykraczało to poza bariery ich świadomości. Puzzle tej układanki nie pasowały do siebie w nawet minimalnym stopniu, a uczucia, jakie temu towarzyszyły w żaden sposób nie ułatwiały rozwikłania sprawy. Mistrz Jedi podrapał się po potylicy, a uczennica fuknęła jak wściekła kotka podchodząc do rozciągającego się na całą ścianę iluminatora.
– Obi-Wanie... – zaczęła, opierając czoło o chłodną szybę.
– Słucham?
– Mam złe, bardzo złe przeczucia.
On też to czuł. Wiedział, że niedługo coś się zmieni. I że ta zmiana nikomu nie wyjdzie na dobre.
Kobieta w poklejonych piaskiem i brudem włosach pochyla się nad kołyską i głaszcze strudzoną dłonią małą blond czuprynę czteroletniego chłopca, śpiącego w ramionach pluszowej maskotki. Twarz ma tak spokojną... jak gdyby cały otaczający go zły świat był tylko fikcją. Wytworem potwornej wyobraźni dziecka, przeobrażającej rzeczywistość w koszmar.
Czasami zazdrościła mu tej dziecinnej naiwności w dobro.
Czuł okalające jego duszę potężne ciernie ciemnej strony i złote iskry nienawiści niczym krople deszczu spływające po czole. Wiedział, że właśnie... ulega. Że bariera odgradzająca jego umysł od zła pęka na miliardy kawałków, zamieniając się w stertę gruzów. Zapomnianych. Bezużytecznych. Nie, nie, nie! To nie tak miało być. Nie tak miało się skończyć. Ujrzał jak palce zaostrzają mu się nieco, a po chwili trupia bladość eksplodowała z nich niczym granat udarowy, rzucony w grupę droidów.
Poddać się to umrzeć. Poddać się to zatracić siebie. Poddać się...
A kto powiedział, że się poddam?
Znalazł w sobie siłę. Przypomniał sobie matkę. Jak ciepłymi ramionami przytula go do piersi, a on słyszy uspokajające bicie jej serca. Przypomniał sobie Padme, zmysłowo błądzącą palcami po jego ciele. Przypomniał sobie Ahsokę, prowadzącą z nim grę słowną. Obi-Wana, dającego soczyste reprymendy za niewinne żarciki, płatane starszym mistrzom. I to była ta siła. Ta niewidzialna dłoń potęgi, rozwiewająca wszelkie zło, wysysająca siarczystą ciemną stronę ze szpiku kostnego. Świat musiał się przygotować na gwałtowne zmiany. Zmiany, jakim nawet on nie będzie w stanie podołać.
Zmiany, z którymi walczyć będzie można tylko u boku przyjaciół.
Aayla Secura spojrzała w bok na zbliżający się oddział klonów i komandora Bly, niosącego wyciągnięty przed siebie blaster.
Zorientowała się za późno.
Zdążyła tylko wykonać półpiruet i ominąć pierwszy, wymierzony wprost w nią strzał i wyciągnąć miecz świetlny, zanim burza pocisków obrała ją sobie za cel.
Jeden ze strzałów okazał się śmiertelny.
Mistrzyni runęła jak długa, a piasek wokół niej przybrał barwę soczystego szkarłatu.
Togrutanka potrząsnęła głową, nabierając powietrza i spojrzała oczami rozszerzonymi przerażeniem na znajdującego się tuż obok Obi-Wana, który skinieniem głowy potwierdził jej przypuszczenia. Coś się zaczęło. Coś wielkiego. Odwróciła się gwałtownie, w odpowiedniej chwili, by dostrzec wymierzoną w nią lufę pistoletu blasterowego, trzymanego przez nikogo innego jak Kapitana Reksa.
–Wybacz, młoda.
Pokręciła głową, a jej usta poruszały się bezwolnie. Widziała jak ręce mu drżą, jak z trudem przyciska spust. I opuszcza broń.
I wtedy coś w nim pękło. I w niej też.
Kurczowo zacisnął palce na broni, walczył ze sobą. Kubeł zapewniał mu prywatność, ale nawet przez niego padawanka wyczuwała emanującą z niego problematyczność.
– Wynoście się stąd. Wydano rozkaz 66. Kazali zabić nam wszystkich Jedi.
Do tej pory milczący Obi-Wan spojrzał na niego zaskoczony. Czy to znaczyło, że.. Nie, nie, nie. To zły sen. To nie mogło się dziać.
Rex spuścił wzrok i dał kompanii niemy znak do odwrotu.
– Musicie uciekać. Świątynia właśnie została zdobyta.
W oczach padawanki zakotłowało się żarliwe, przepełnione troską pytanie, a łzy pojedynczo spłynęły po jej policzkach. To... nie mogło być prawdą. A jednak było.
– Jestem żołnierzem. – powiedział z naciskiem, wskazując na właz prowadzący do hangaru. – A rolą żołnierza jest umierać za innych.
Zrozumieli. Pojęli w locie, że dla niego nie ma już ratunku. I choć Ahsoka za wszelką cenę próbowała nie biec, próbowała przemóc się; wrócić się i zabrać go ze sobą, nie miała odwagi. Bo za nim stały miliardy innych klonów, które bez mrugnięcia okiem były w stanie posłać ich na tamten świat.
Jedi bronili się długo. Długo odbijali wrogie salwy i długo starali się uciec.
Na marne.
Tylko kilku z nich zbiegło corusant'ckim władzom. Tylko kilku z nich uciekło, szukając szczęścia poza stolicą. Tylko kilku z nich odnalazło się potem.
I tak zaczęła się nowa era. Era Imperium.
Era rządzącego zła i dobra, chowającego się po kątach.
A priorytet porozrzucanych po galaktyce rycerzy światła był w tych czasach identyczny.
Odnaleźć siebie nawzajem i położyć kres tyranii Imperatora.
.....................................................................
Tak, tak, tak. Rozdziału długo nie było. Jak widać wypadłam z wprawy. Ten jest mówiąc krótko do dupy ( w porównaniu z resztą), ale cóż. Mógłby być dłuższy, mógłby być lepszy, akcja dzieje się za szybko, blah blah. Ale mam nadzieję, że choć przez chwilę wywoła minimalne emocje na waszych twarzach ;D.
Bywajcie.
Ja i tak zmuszę Cię do napisania kolejnego rozdziału!! :p
OdpowiedzUsuńA ten mały chłopiec w blond czuprynce that's my boy, right? :c
Rozdział jest boski, mądralo :p Ce kolejny i to już! :(
NMBZT
Ponoć to srajtaśma, ale jakoś nie sądzę. Zaraz się przekonamy... + was pogrzało ;-; Mam nadzieję, że dziś jeszcze wszystko nadrobię ;-; Bo muszę iść pisać swoje, więc pozwól, że napiszę krótko i ocenię całokształt, co się często tu zdarza, bo zatyka mnie to... w oczywiście pozytywnym sensie, a nie jak gówno klop... dobra! TEGO NIE BYŁO! >.>
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
.
NIE! JA SIĘ TAK NIE BAWIĘ! NIE BĘDZIE, ŻADNEGO ROZKAZU 66, NIE BĘDZIE ŻADNEJ ERY IMPERIUM! *tup* Mader of gud ;__; Łaj? ;__; Czemu Ty mi to robisz ;-;
Świetny rozdział, żegnam :*
Niech Moc będzie z Tobą <3
Niesamowite!!! Normalnie bomba, jak zawsze :).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dalej będziesz pisać, bo inaczej nie wytrzymam! Rewelacja! <3
No no no bardzo fajny rozdział
OdpowiedzUsuńNo dooobra... Nagle zastanawiam się gdzie jest szop pracz prowadzący statek kosmiczny. Ok. Porównania tak bardzo, uświadamiasz mi jak nie umiem porównań. Dzięki.
OdpowiedzUsuńRób te odstępy w tekście! Za bardzo mi się zlewają fragmenty, tam było takie miejsce, gdzie (chyba) pisałaś o Anakinie, ale no przeszkadza to... Już ja ci przetrzepię tyłek! Grrr
Uświadamiasz mi jak bardzo nie umiem pisać o SW w kanonie, wychodzą mi jedynie OC, lol. Już nie umiem Ahsoki, co się stało?
"Rex spuścił wzrok i dał kompanii niemy wzrok do odwrotu." Coś mi tu nie gra... Ten "niemy wzrok", wat? D:
Czekam na więcej *tup tup* Ale jest trochę Rexsoki, można shipować, chyba... WTFK, shipy hetero?! Matko, jedyny niespedalony fandom, serio.
Wiadro miłości i wpierdol za brak odstępów <3
Super rozdział, bardzo podoba mi się twój blog. Rozkaz 66 omg. Mam dla ciebie wiadomości, zostałaś nominowana do LBA. Szczeguły na ie-alex.blogspot.com
OdpowiedzUsuń