– Zaczekaj! Zaczekaj! – krzyczała
Ahsoka, łapczywie łapiąc oddech. Światła uliczne wirowały, a opustoszałe ulice
błyszczały w świetle trzech księżyców planety. Przed nią rozpościerała się dzika
przestrzeń, bujnie porośnięta przez wielkie drzewa, o liściach wielkości
jasztrzębionietoperzy. Ziemia trzeszczała jej pod stopami, gdy uparcie biegła,
wspomagając się i tak już prawie wyczerpaną Mocą. Oponent zatrzymał się i
przeciągle gwizdnął na dwóch palcach jednej z czterech rąk. Obejrzał się, a
jego fasetkowe oczy okręciły się powoli, przyprawiając ją o uczucie mdłości.
Był taki paskudny! Wiedziała, że Galaktyka pełna jest milionów znacznie
bardziej obrzydliwych stworzeń, ale to po prostu są... przerażało. Wyhamowała,
a nagle zza rogu wybiegł potężny olbrzymi zwierz, o jasnym brązowym futrze i
świdrujących, białych ślepiach, o długim, wysuniętym pysku. Miał ostre zęby, a z
jego mordki ciekła biała piana, nadając całości przerażającego efektu. Warknął
wściekle, a Togrutanka szczerze pożałowała, że nie było przy niej Anakina... może
przynajmniej nie czułaby aż tak głębokiego strachu, a jego obecność na pewno
wpłynęłaby uspokajająco. Zwierzę rzuciło się do ataku, zażarcie kłapiąc
szczęką, a ona spróbowawszy odskoczyć poczuła tylko lekki śmignięcie ostrych
jak brzytwa pazurów na swoim ramieniu. Pisnęła cicho, tłamsząc targający nią
strach i upadła, po chwili przetaczając się kilka kroków dalej. Na jej
pomarańczowej skórze błyszczały wyraźne, czerwone pasma; z których obficie
sączyła się krew. Antagonista obrzucił ją wnikliwym spojrzeniem po czym
wysyczał coś, w niezrozumiałym dla jej uszu języku. Bestia zamruczała z
zadowoleniem i rzuciła się na bezbronną padawankę, lśniąc ostrymi pazurami...
Ahsoka obudziła się, zalana łzami, rzewnie roniąc kolejne. Dłonie drżały jej ze strachu, a usta wykrzywiał grymas bólu. Pomacała ostrożnie, nie czując pod palcami wgłębień, sugerujących, że ktokolwiek skrzywdził ją podczas snu, całe szczęście. To tylko sen. Okropny, okropny sen, po prostu koszmar. Mimo wszystko podciągnęła kołdrę pod brodę i lekko zakołysała się na pryczy, ostrożnie patrolując pomieszczenie. Pusto, jest bezpieczna. Zegar, spoczywający na białej półce naprzeciwko niej wskazując godzinę czwartą nad ranem... uch, nie mogła wstać, było zbyt wcześnie, by niepokoić Rycerzyka swoimi refleksjami lub doglądać klony, krzątające się przy maszynach w hangarze. Nienawidziła spędzać nocy na krążownikach, a zwłaszcza tych, wyposażonych w stylu kaminoańskim. Nigdy nie rozumiała, dlaczego Anakin tak bardzo stroni się od spotkać, z najlepszymi kloniarzami w Galaktyce; ale widząc surowo urządzone wnętrza, w których każdy element był koloru białego czuła się niezwykle...umorzona? Biel kojarzyła jej się ze szpitalem, ciężkimi ranami, medycyną... a to podczas wojny nie było czymś, co chciałoby się zobaczyć. Często wyobrażała sobie siebie na łożu śmierci; twarz Anakina, tak przepełniona poczuciem winy napełniała ją pewnego rodzaju satysfakcją. Docenisz, gdy stracisz. Stracisz, jeśli nie docenisz. Szczerze wierzyła, że kiedyś ten ignoramt to zrozumie – starała się jak mogła, a on zaślepiony egoizmem wciąż udowadniał jej, że jeszcze długa droga przed nią; za nim stanie się kimś wielkim. Czy żądała wiele? Chciała tylko kilku Dobra robota!, od czasu do czasu. Potrząsnęła głową i skarciła siebie za tę myśl; Jedi nie mieli majątku materialnego, nie pożądali – to nie leżało w ich naturze. Jeśli kiedykolwiek chciała stać się Rycerzem, a później Mistrzem Jedi musiała wyzbyć się chciwości, która czasami przedzierała się przez osłony jej podświadomości. Sięgnęła ku szafce nocnej, po krótkiej chwili znajdując to, czego szukała; kliknęła mały przycisk, a pomieszczenie wypełniło białe światło, przyprawiając jej oczy o lekki ból, związany ze zmianą oświetlenia. Sterylne pomieszczenie mimo wszystko wcale nie poprawiało komfortu snu; pokój wydawał się zimny, przytłaczający. Przetarła oczy i powiodła trzema palcami prawej dłoni po ramie łóżka, następnie spuszczając bose stopy, by podnieść się z takiej samej kolorystycznie pryczy. Lekkie westchnienie przetoczyło się przez jej usta; pościeliła łoże i podeszła do schowanej w ścianie szafy, wyjmując z niej swój codzienny strój Jedi.Wcisnęła się w obcisłą, czerwoną tunikę i brązowe getry, podchodząc do stolika, stojącego pod zachodnią ścianą. Sięgnęła po miecz świetlny i tak zwany shoto, który był zminiaturyzowanym mieczem świetlnym, służącym głównie Jedi, chcącym walczyć dwoma mieczami; lub tak jak Mistrz Yoda, Rycerzom o drobnej posturze, dla których pełnowymiarowe miecze byłyby niepraktyczne. Obie rękojeści w mgnieniu oka zawisły u jej pasa, a ona sama, kliknąwszy przycisk na panelu, rozsunęła drzwi i opuściła swój pokój, udając się na przechadzkę. Bo nie udałoby się jej zasnąć, zwłaszcza, że czuła się w miarę wypoczęta. Pokój Rycerzyka mieścił się po przeciwnej stronie, dziesięć par drzwi dalej, ale zdecydowała, że nie będzie go niepokoić; pewnie jeszcze spał, a gdy ktoś budził go ze snu był bardzo zły i roztargniony. Bardziej niż zwykle.
Anakin sterczał zaspały na
śnieżnobiałej pryczy, w śnieżnobiałym pokoju. Przed nim rozciągało się kilka
ekranów; pokazujących poszczególne partie statku. Drzwi zasuwane kliknięciem były zamknięte, a wszystkie szpitalne meble stały na swoim miejscu.
Miał dość siedzenia bezczynnie, a jednocześnie był zbyt zaspany, by
gdziekolwiek wychodzić; wziął przenośny holokomunikator i wywołał kod Senator
Amidali; wiedział, że jest na Pantorze. Prowadziła demokratyczne rozmowy z protestującymi;
gdy zaczęły się ostrzejsze zamieszki. Dlatego tak nalegał, by lecieć; za
wszelką cenę chciał ją chronić. Może i było to dosyć jednoznaczne i Mistrz
Kenobi na pewno w pewnym stopniu poskładał puzzle jego życiorysu; ale nie dawał
się we znaków, czyli jak na razie był bezpieczny. W zamyśleniu wpatrywał się w
okrągłą, płaską podstawę urządzenia komunikacyjnego; po chwili zakołysało się w
dłoni i nad mini-panelem zawisł przejrzysty hologram Padme. Włosy
miała spięte w spływając po plecach warkocz, a na jej chude ramiona zarzucona
była szara skórzana kurtka. Uśmiechnęła się ostrożnie, zakładając ręce i lekko
zakołysała; widocznie była sama. – Czemu zawdzięczam to połączenie,
Mistrzu Skywalker? – spytała, tym swoim politycznym tonem, który zawsze
przyprawiał go o irytację. Zamrugała lekko, widocznie zadowolona z jego
reakcji; byli małżeństwem, ale jak bardzo jedno drugiemu dogryzało; to było
niesłychane. – Gdzie się pani znajduje, pani Senator? – spytał, dostosowując
tonację swojego głosu; na wszelki wypadek, gdyby poważne rozpoczęcie było
wynikiem czyjejś obecności. – W tymczasowym mieszkaniu, Anakinie. –
odpowiedziała, a w polu widzenia pojawił się wyraźny fotel o lekko falowanych
bokach, na którym spoczęła. Pokręcił głową rozbawiony, a lekki uśmiech
wykrzywił jego usta. Użyła pełnego imienia; mogli swobodnie
porozmawiać, bez narażania się na natarczywych słuchaczy. – Wszystko w
porządku? Jesteś cała? – pozwolił, by zmartwienie; troska wpłynęła na jego
słowa i z wielką mocą zadała te pytania; widział jak wywraca oczami, wyraźnie
znudzona. Pytał o to zawsze; był jak ojciec, pilnujący swojej czteroletniej
córki. Tyle, że ona nie była dzieckiem; lecz dorosłą kobietą, która potrafiła sobie
poradzić. Szkoda tylko, że on wciąż nie mógł tego zrozumieć i za wszelką cenę
chciał ją chronić, ale co zrobić – to w końcu Anakin, a tylko ona była dla
niego oparciem; po stracie matki tylko ona dawała mu wsparcie, wiedziała o
rzeźni na Tatooine. – Wszystko w porządku... – powiedziała po namyśle,
ostrożnie dobierając słowa; Skywalker był nadopiekuńczy, pod każdym względem. –
Mamy tu małe zamieszki, nic więcej... myślę, że wasza interwencja nie jest
nawet potrzebna... – przejechała dłonią po podłokietniku fotela, obitym drogą;
pofalowaną skórą. Anakin pokiwał głową i usiadł po turecku, dłońmi kurczowo
trzymając komunikator. Była taka piękna! Wciąż nie mógł się temu nadziwić. –
Pani Senator, to zaszczyt móc służyć u pani boku. – odpowiedział tylko, nie
dając jej czasu na odpowiedź; przerwał połączenie i wysłał krótką, zakodowaną
wiadomość; w której główną treścią było: 1:0, wygrałem.
Super. Nowy blog, pierwsze rozdziały, a tak świetnie! No to tylko dalej pisz i niech ci wena przypływa :D
OdpowiedzUsuńOch....Anidala <3 Och, kocham, ubóstwiam...cuuudo *O*
OdpowiedzUsuńI te przemyślenia *o*
CUDO, ŚWIETNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!*krzyczy na cały kosmos*
NMBZT<3 Weny ;*
WAL SIĘ GŁUPI BLOGGERZE! *foch* Na kompie pokazuje mi rozdział, na telefonach nie, co to mają być za czary?! Tytan zjadł ludzika od pokazywania stron czy ktoś wrzucił link do Lete i zapomniało się mu co ma mi pokazywać?! A ty się do mnie nie odzywasz! Pff... Znowu coś cię zjadło (Tytani czy Lajstrygonowie? o.O).
OdpowiedzUsuńAhsokaaaaaa... Pies ze wścieklizną ją atakuje? O.O Piekielny Ogar w postaci miniaturowej? O.O Brrr... wystrój szpitalny ;-; Ja tam bym wpadła ze sprzętem do pintballa ukradzionym od Imprezowych Kucyków, które uchlałam piwem korzennym i zrobiłabym taki remont, że by się zdziwili *^* Smarkuś wyobraża sobie swoją śmierć? O bogowie... Wystarczy ją porządnie poturbować, nastraszyłaby Anakina ^-^. I te przemyślenia... Całkowicie ją poprę! (I wygarnę wszystko Rycerzykowi, jak wróci z popijawy... A potem znowu strzelę mu z trampka!) I Anidala słodka tak, że przejadł mi się cukier kandyzowany ;-; Hahaha po wspomnieniu o kurtce wyobraziłam sobie Padme w kurtce rekruta ale ciiiii... No dobra, ja tu nic z siebie już nie napiszę bo mój mózg skupia się na hiperborejczyku, który usiadł na Kronosie (może naleśnika z tytana? :>). Wiesz, że rozdział genialny, cudowny itd. itp. Naprawdę nie potrafię się skupić, więc komentarz taki do dupy (znowu Kronosowy naleśnik zeskrobywany z wielkiej, niebieskiej dupy! xD). Ok, cem więcej! <3
Cudo^^ Jak zawsze, zresztą.
OdpowiedzUsuńSny, sny, sny. Mi się prawie nigdy nic nie śni, a jak już to takie głupoty, że głowa mała. No nic, nie o tym teraz. Jak przeczytałam te jej krzyki 'czekaj!' byłam pewna, że woła Anakina, bo są razem na misji czy coś. A potem pojawiają się cztery ręce i mam w głowie obraz Rycerzyka z czterema łapami -,-
Szczerze mówiąc, ja też bym się czuła w takim środowisku nieswojo. Jeszcze tylko brakowało, żeby klamek zabrakło w tych pomieszczeniach... Anakin może faktycznie ma trochę spaczonego gusta? Ja bym nie wytrzymała w takim białym pokoiku.
Dalej... Anakin się martwi o Padme, Anakin się martwi o Padme <3 Może nie pałam miłością do tej pary, ale za każdym razem, gdy pojawia się wątek chronienia i dbania strasznie się jaram^^. Ogółem, rozdział jak zwykle genialny^^
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział.
Omnmnomnomnomnomnonom Anidala *.* Miiołoooość rrroooopośnieeee woooookóóóółłł naaaaaaas *wyje na cały dom* Soka idź sobie, dzieciaku. Won. Daj im robić dzieciaka. Idz sobie do jakiegoś kochasia! *foch* *marszyciel* Oczywiście nadopiekuńczy Annie *o* Hmmm... Postawienie na swoim. *myśli* Skąd ja to znam? XD Będą z tego dzieci! Lalalala... Gugu. *.* Wiem że będzie. *.* Musi być. *.*
OdpowiedzUsuńA propo dzieci... *marzyciel* MAGICZNA SIÓDEMKA! Życzę powodzenia... *marzyciel*
Dobra, kończę bo powiem za dużo. XD
Kocham
NMBZ
Iguss
Jak zawsze genialne! Jakiś kudłaty stwór chciał zeżreć Ahsokę? No, no, fajnie się zapowiada :P. Nie mam weny na koma, nie mam zielonego pojęcia co napisać...Nie mam się do czego przyczepić...Taa, Senatro Amidala, coż nie przepadam za nią. Od zawsze kojarzyła mi się z tym, że pakuje się w kłopoty, ale oczywiście jej ukochany ratuje, i czym to się kończy? "Oh, Anakinie gdyby nie Ty..."...Alee co tam, Twój blog, "róbta, co chceta" XD. Ok ja kończę. Jeszcze raz ARCYDZIEŁO!!!!
OdpowiedzUsuńNMBZT!!