wtorek, 25 lutego 2014

Epizod II


Powietrze drżało od nadmiaru emocji; atmosfera była napięta, a klony raz po raz sprawdzały, czy czegoś im nie brakuje. Gdy automatyczne drzwi rozsunęły się z głośnym syknięciem każdy z nich, ustawiony w idealnym szeregu wyprostował się, salutując mechanicznie. Zza drzwi wyłoniło się dwóch generałów Jedi; Obi-Wan Kenobi i Anakin Skywalker, legendarni bohaterowie Republiki. Za nimi niepewne kroki stawiała togrutańska padawanka, co jakiś czas rzucając nerwowe spojrzenia w stronę żołnierzy.  Mistrz Jedi przystanął naprzeciwko czeredy, opanowanym ruchem gładząc się po gęstej brodzie. Były padawan Kenobiego; Anakin zatrzymał się trochę dalej, przyzwyczajony do tego; że póki co jego zdanie i tak się nie liczy. Jeden z żołnierzy z niebieskimi odznaczeniami kapitana wystąpił wprzód, salutując, po czym zdjął hełm, który teraz trzymał pod pachą.
– Czekamy na rozkazy, generale Kenobi. – oświadczył opanowanym i chłodnym tonem, którego uczono klonów na Kamino. Ale Rex taki nie był, po prostu w obliczu oficjalnych spotkać, czy rozmów zachowywał się jak wytresowany do walki człowiek. Przy luźnej atmosferze dawał się ponieść marzeniom, pomysłom... przecież nie był maszyną, miał prawo do samodzielnego myślenia, rozstrzygania niektórych kwestii samodzielnie; bo mimo, że byli tacy sami – byli inni. Anakin zrównał się z Kenobim i podjął głos, mając nadzieję na słuchanie.
– Myślę, że zrobimy zbyt duże zamieszanie i spowodujemy strach wśród ludności, jeśli tak po prostu wylądujemy. – westchnął, przejeżdzając palcami sztucznej dłoni po dokładnie wypolerowanej rękojeści miecza świetlnego, zwisającej u jego biodra.
– Co sugerujesz, Anakinie? – Obi-Wan zmarszczył brwi, lekko zafrasowany bezpośredniością byłego ucznia; mimo wielu lat spędzonych wspólnie na treningach nie udało mu się wyplenić tylu negatywnych cech, które posiadał Skywalker. Ale był z niego dumny, a tej dumy nikt mu nie zabierze.
 – Może... na początek ześlijmy na Pantorę mała grupkę, oddział... na przykład dwóch Jedi – starannie podkreślił słowo Jedi. – i trzech do pięciu klonów, wliczając kapitana Reksa, oczywiście. – uśmiechnął się łobuzersko, błyskając białymi zębami w uśmiechu. Nie był to już ten dziewięcioletni niewolnik, skromny i przestraszony; wyrósł na prawdziwego mężczyznę, wybuchowego i narwanego, ale wciąż mężczyznę. Kiedyś nauczy się zachowywać spokój. Kenobi był tego pewien.
 – Dobry pomysł, Anakinie. – Mistrz klepnął go w ramię i pokazał wykrzywiony ku górze kciuk. – Więc – zwrócił się w stronę kompanii. – Rex, wybierz czterech szeregowych, których zabierzesz ze sobą. Dołączycie do Anakina i Ahsoki o godzinie 10, czasu zera. Bądźcie gotowi. – wyrzucił z siebie, za nim Anakin zdążył zaprotestować. Ma wykonywać kolejną misję z tą smarkulą? To przecież było niewybaczalne i nie na jego nerwy. Miał wrażenie, że ten dzieciak był gorszy niż on, w jej wieku. Teraz już wiedział, co czuł Obi-Wan... Ech, kiedyś mu to wynagrodzę, pomyślał. Padawanka rozpromieniła się nagle, a uśmiech aprobaty wykrzywił jej oblicze, ujawniając śnieżnobiałe, ostre jak brzytwa zęby. Kenobi oddalił się, udając się na mostek; pozostawiając wszystko w rękach byłego ucznia. Poradzi sobie. Wierzył w to. Tano podeszła bliżej i stanęła przed Anakiniem, zadzierając głowę – była taka niziutka! Wciąż uśmiechała się dziecinnie, ze splecionymi na wysokości brzucha dłońmi.
 – Tylko mi tu nie gryź, kocie. – mruknął z lekką złośliwością, mając na myśli jej ostre ząbki. Ahsoka wydęła dolną wargę z rozkapryszeniem. Wciąż był dla niej wredny, zachowywał się idiotycznie, nie rozumiejąc, że ją to boli. – bo był dla niej autorytetem. Mimo, że nie zdawał sobie z tego sprawy bardzo go szanowała; wprost uważała go za kogoś wyjątkowego; a taki nie był? Kto normalny został spłodzony przez Moc, obdarzony jej sekretną potęgą i wychowany wśród trudów pustyni? Bo jego życie było jedną, wielką plątaniną zdarzeń, kompletnie nietrzymającą się kupy. Piętno trudnego życia odcisnęło się mocno na jego sile fizycznej, co było doskonale widoczne; wystarczyło na niego spojrzeć, by ujrzeć dobrze zbudowane ramiona... i właściwie więcej nie widziała, bo długa szata Jedi, opinająca prawie każdy skrawek ciała, uniemożliwiała jej ocenę sprawności fizycznej innych partii męskiej sylwetki. Poczuła, że czyjaś dłoń szturcha ją w ramię i dopiero po dłuższej chwili jej mózg przetworzył informacje, dopuszczając ją do trzeźwości.
– Mistrz do padawanki Tano, wróć do rzeczywistości, bo przez tydzień będziesz zmywać gary w żołnierskiej stołówce. – przemówił, nachylając się do jej ucha. Wzdrygnęła się, lekko podrywając się z miejsca i spojrzała na niego, z zadziornym pełnym chęci mordu uśmieszkiem.
– Kiedyś Cię zabiję, Rycerzyku... – wymamrotała, w przypływie odwagi, a samo zdobycie się na taki gest i przejście na ty było już padawańskim wykroczeniem.
– Nie wątpię, że kiedyś wpędzisz mnie do grobu, Smarku. – odpowiedział podirytowany i poklepał ją po głowie z braterską miłością.
Republikańska kanonierka piętrzyła się pośrodku hangaru, zaszczycając oczy zebranych wojskowych żołnierskimi zdobieniami i malowidłami; cała wyłożona białym metalem z czerwonymi i zielonymi elementami, z namalowaną skąpo ubraną twi'lekańską tancerką na prawych drzwiach  wywoływała zarówno poczucie bezpieczeństwa jak i lęk; a u niektórych – obrzydzenie. Szeregowi, jeden za drugim czekali na swoją kolej; każdy taki sam, identyczny; czarny kombinezon, białe płytki pancerza na większości ciała, równie biały hełm z antenką i wizjerem w kształcie dużej litery T, idealni, doskonali, wytrenowani do walki, wytrenowani do pomocy, wytrenowani – by umierać. Każdy kto sądził, że klony nie mają uczuć był skończonym zapatrzonym w siebie egoistą, pozbawionym jakichkolwiek pozostałości minimalnej empatii. Bo czym oni byli? Czym? Kim byli! Każdy, kto śmiał ich nazywać mięsem armatnim był w błędzie, byli takimi ludźmi jak każdy, każdy z nas – tylko zrodzonymi w innym celu, w sztucznych macicach, pozbawieni wolnej woli, pozbawieni szans na przyszłość, pozbawieni prawdziwego człowieczeństwa. Każdy z nich był swoją doskonałą kopią, z jednym wyjątkiem. Choć na zewnątrz byli niemalże identyczni, w środku różnili się znacząco. Byli samodzielnie myślącymi jednostkami, osobami o uczuciach, perspektywach, opiniach. Ale większość społeczeństwa nie zwracała na to uwagi, mieli to głęboko w swoim shebs, póki dzięki nim nie musieli wyrywać się z domów, z karabinami i iść na wojnę. Sprawiedliwość. Czy jeszcze gdziekolwiek istniała? Czy KIEDYKOLWIEK istniała? Skorumpowany rząd, obywatele, martwiący się tylko o siebie, żołnierze, hodowani, by umierać, Jedi, mający prowadzić tę wojnę. DLACZEGO WŁAŚCIWIE WALCZYLI? Jaki sens miała walka, jeśli i tak wszystko prowadziło do jednego i tego samego? Co dobrego mogło przynieść prowadzenie ludzi na śmierć? Sithowie, czy Jedi, Separatyści, czy Republika, jakie były ich różnice? I Jedi, i Sithowie choć na inne sposoby pragnęli władzy i używali Mocy. Nie było podziału na ciemną, czy jasną, była tylko jedna, zrodzona Moc. Republika, Separatyści, obie strony walczące w dobrym celu. Czy nie łatwiej byłoby się po prostu pogodzić? Zawrzeć rozejm? Tylko niszczyli tę Galaktykę, a z tym przyszłość. Takie były realia tej bezcelowej, bezsensownej wojny. Politycy spokojnie debatowali sobie, grzejąc skórzane, aksamitne i Moc wie jeszcze jakie fotele, a miliony ludzi ginęło spod ręki obu stron. Kości zostały rzucone. Wtedy. Na Geonosis. Gdyby tylko nie był takim napalonym na walkę i egoistycznym małolatem! Na pewno wszystko potoczyłoby się inaczej, wojna nie rozprzestrzeniłaby się aż tak, Dooku byłby już martwy, a pokój w galaktyce minimalnie zachowany! Uch, był takim kretynem, imbecylem, egoistą, dlaczego nie posłuchał swojego Mistrza? To wszystko jego wina! Każde zdarzenie, każda śmierć sprowadzało się do jednego – jego osoby. Wybraniec śmaniec! Najlepiej byłoby, gdyby się nie urodził. Wtedy Galaktyka wciąż byłaby bezpieczna.
Zapakowani w zgrabną kanonierkę wystrzelili z hangaru kilka minut temu, teraz przebijając się przez atmosferę planety. Czterech klonów, jeden Jedi i jeden uczeń. Prowadzący pojazd kosmiczny - Ricko, patrolował dociekliwym spojrzeniem każdą kontrolkę i wihajster, mieszczący się na konsolecie sterowniczej. Skywalker siedział na końcu, opierając się plecami o zimny metal, z oczami wlepionymi w jeden punkt; choć nie wiadomo jaki; statek wypełniała ciemność, przeszyta tylko przez promienie światła, wpadające przez małe, nieszczelne otwory. Zachłysnął się powietrzem, gdy kanonierka zakołysała się, lekko wbijając go w ścianę; uświadomiony o swoim błędzie chwycił za zwisającą z sufitu rączkę, otrząsając się z otumanienia. W kabinie panowała absolutna cisza, nawet ruchliwy Smark nie odzywał się zupełnie. 
– Gotowi? – przerwał milczenie Anakin, próbując dodać otuchy zebranym klonom. Jego ciepły, miękki głos brzmiał dziwnie; przybrał ton, podobny do tego, którym rozmawiał z małymi adeptami w świątyni. Traktował klony jak braci, przyjaciół... byli kimś więcej niż podwładnymi. Po pomieszczeniu przetoczyło się ciche, mechaniczne i zsynchronizowane stęknięcie żołnierzy. Byli jak jeden organizm, działali jak jeden organizm, ale nie byli jednym organizmem. Usłyszał trzask paliczków niektórych klonów, charakterystyczny dla pstrykania palcami. – Mistrzuu... – odezwał się znajomy, cichutki i potulny głosik, a zaraz potem dźwięk uderzających o podłogę butów.  – Mam pyt... – urwała, gdy potężna eksplozja wstrząsnęła statkiem, a ona bezwładnie odbiła się od ściany i poleciała wprost na pilota, wyprowadzając go z równowagi. Żołnierz, uderzony w głowę zakołysał się i opadł na podłogę, a ona sparaliżowana strachem nie mogła się poruszyć. Diody na konsolecie migały ostrzegawczo, poziom paliwa gwałtownie spadł, a statek nabierał prędkości. Padawnka wstała, krzycząc "Mistrzu", a potem wróciła do reszty, pozwalając mu przejść, a raczej przebiec, co było trudne, zważywszy na wstrząsy. Potem potknęła się i upadła, słyszała urywane głosy "Tracimy wysokość", "Zaraz zginiemy", "Paliwo się leje", przeciągły pisk maszynerii "Ostrzeżenieeee, ostrzeże...", a potem nastała ciemność. 

5 komentarzy:

  1. Czy ty czasem nie piszesz wszystkich książek z SW pod innymi nazwiskami jak Jude Watson? Bo mi się wydaje, że tak! Dziewczyno tu są słowa jak w książkach! A jak nie jesteś autorami to zacznij pisać. Mówię po raz tysięczny...ileś tam któryś!
    Dlaczego robisz ze mnie jędze? ;-; Chwila...ady ja nią jestem! Dlaczego ja się tak cały czas idiotycznie pytam kurde no?! *jak to ma Kiwi w zwyczaju takich otóż sytuacjach, wali łbem w ścianę*
    Egoiści! Jak możecie myśleć, że klony nie mają uczuć?! Ja was zabije!
    Wika...to, że Darman ma rozkminę o macicach nie oznacza, że musisz pisać to słowo xDD
    CO KURDE?! ANAKIN GDYBY SIĘ NIE URODZIŁ?!*wali krzesłem o ścianę jak jej idol z dzieciństwa w Misji na Lanteeb*
    Smarkuś nie przytomny ;-;
    No nic. Czekam na ciąg dalszy :*
    To chyba najdłuższy mój kom na jednym z twoich blogów od bardzo dawna. Zatyka mnie dziewczyno! ODDAJ WENĘ*szuka w necie rozkładu jazdy autobusów do miasta Wiki bo chce jej wenę wykraść*
    Anakin mnie kocha jak siostrę! Pf! Nie jesteś jedyna!
    Pf!
    Foch!
    Pf!
    Na sekundę xD
    Pfffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffff!!!!
    NMBZT! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. *-* "Ma wykonywać kolejną misję z tą smarkulą? To przecież było niewybaczalne i nie na jego nerwy. Miał wrażenie, że ten dzieciak..." *-* Bądź grzeczna, bądź grzeczna, bądź grzecz... JEBAĆ TO, MUSZĘ! *-* Anakin i Ahsoka, Levi i Eren... Hehehe... Tylko no wiesz... nie do końca, ale w tym jednym fragmencie to tak bardzo się kojarzy! *-* Albo to ja już mam coś z łbem. Khehehehe... Przez ciebie dostałam weny... na coś między SnK a SW 8fuck logic jak Percy w Tartarze* Ale... BJASCOPZAS! Ahsokuś Nekoś :3 Mrrr... Ja już wiem co ona chce zobaczyć... Każdy szczeniak leci na swojego opiekuna... Hehehehehehehehehehehehehehhehehehehehehehehehehehehehehe
    Sztuczne macice? I tak to lepsze niż wiatropylne tytany! (Cicho, ma niepodważalna teoria o ich wiatropylności jest epicka!) A ten wywód o klonach... No dobra, fuck it, myślę o bękartach Jorama T.T "Armie tworzą bestie, żeby wykonywały za nich ich potworną robotę." Przynajmniej próbują... Aaaaaaaaaaaaaaa ja filozof się włącza, nie, won!
    Jebutli! Jebutli! Jebutli! Mwahahahaha, Smarkuś poobijany, Des taka szczęśliwa *^*
    Taaak... mam 64 powiadomień na fb... Jeszcze tylko 5 hyhyhy ^*^
    Cuuuudny rozdział *-* Cem więcej... Nie moge więcej mówić bo Nico taki mroczny mi włazi do głowy i chcę napisać jak wypada z tego wielkiego dzbanka... :3
    Kochaaaaaaaaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ŚWIETNY ROZDZIAŁ!! I nie mów mi, że nie umiesz, bo umiesz. :pp
    Omnomnomnomnomnomnomnomnonomnononmomnomnomnomooomnmnonnonononmmmonmonomononmonmonononomonononomnomnonomonponmonmononomonnnmnnonmnonmonom... Annaś przejumje stery !! *.* *O* Podziwiajcie jego umiejętności, marne ludzie! *O*
    Ahsoka zemdla-a-ała, Ahsoka zemdla-a-ała, Ahsoka zemdla-a-ała... *śpiewa jak Bellatrix "Zabiłam Syriusza Blacka", srr, musiałam xD*
    Zamknij się, narwany arogancie! Jakbyś się nie urodził to nie byłoby Anidali, a potem gugu! Soł shut up!!!! Shake it up... *znowu coś nuci*
    Pożycz trochę talentu i weny. *znowu żebra* Ahsoka jest kotem ! O.O Pffff... Już wiesz czemu Fabian nie chce kota, nawet gdyby nie był uczulony. xD Taką Soko-kotkę mieć w domu... MOJE FIRANKI! *pobiegła ratować* Ksik! Zła Soka! Zły Smarkuś! Naskarżę Rycerzykowi! Ksik! *przegania kotkę* Co ja tu... a tak... Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww... Łobuzerski uśmiech.. *.*
    Dobra, kończę xD
    Kiedy znowu Anidala? *żebranie lvl 10000000000000000000000000000000000000000000*
    NMBZT
    IgusS

    OdpowiedzUsuń
  4. Generalnie powiem krótko: wow.
    Rozdział absolutnie świetny, zresztą, jak wszystkie Twoje :)
    Oj tak, Smarkuś kiedyś na pewno wpędzi swojego mistrzunia do grobu, nie mam wątpliwości. W ogóle podobały mi się ich wspólne chwile i te przemyślenia jedno o drugim. Szczególnie Anakin o Ahsoce. A fragment o klonach... Wielkie brawa. Kurczę, właściwie nie zastanawiałam się, jak mogą się czuć klony... Jak to, że wszyscy są identyczni zewnętrznie i mają jeden cel, narzucony im przez kogoś z góry, wpływa na ich indywidualność. I na koniec Smarkuś pada... Ciekawe, gdzie się obudzi... Rozbiją się? Rozbiją? Huhu, nie mogę się doczekać kolejnej części.
    Pozdrawiam i czekam na nowość.

    OdpowiedzUsuń
  5. super! nareszcie ktos poruszył temat który uwielbiam czyli człowieczeństwa klonów... i ostre jak brzytwa ząbki ahsoki xD

    OdpowiedzUsuń