Pamiętaj, to nie ból, jaki
potrafisz zadać innym czyni Cię silnym.
To sposób, w jaki potrafisz ich od
tego bólu obronić.
Promienie słońca wpadały przez
przeszkloną ścianę królewskiej willi La beauté, znajdującej się tuż przy plaży; z czystym jak łza piaskiem i
porywczymi falami jeziora. Pozłacane kolumny, ozdobione licznymi płaskorzeźbami
i tajemniczymi napisami w basicu zdobiły główny hol; a także doskonale
urządzony taras. Majestatyczna, kamienna balustrada razem z trzema kolumnami w
stylu doryckim stanowiła główne rusztowanie tej części budynku. Widok z piętra
wydawał się hipnotyzujący; nieskazitelne, sprawiająca wrażenie koloru
głębokiego szkarłatu jezioro błyszczało, odbijając błądzącą po niebie
ciemnopomarańczową kulę, będąca właśnie w stanie wschodu. Przez marmurowe
płytki dostojnie przesuwała się młoda kobieta, o brązowych jak czekolada
włosach; lokowanych, w porannym nieładzie. Stąpała cichutko i ostrożnie,
rzucając oniemiałe spojrzenia w kierunku kwiatów, piętrzących się w ogrodzie
balkonowym. Piękne, rozwinięte kwiaty Serca Republiki, lśniły poranną
rosą, przyćmiewając zwykłe, polne kwiaty swoim blaskiem. Delikatna dłoń
spoczęła na kamiennej poręczy; a lekko zaspane oczy podążyły w kierunku
subtelnego nieba. Ramiona okryte miała niebieskim płaszczykiem, obszytym złotą
wstążką; z milionem różnych spirali, kół i linii, ułożonych w dziwnym
nieładzie. Ciche westchnienie wytoczyło się z jej bladoróżowych ust; spojrzała
w niebo i z rozmarzeniem wciągnęła zapach cudownego, świeżego nadmorskiego
powietrza. – Tam, gdzie lśniący wiatr, niesie wiele
barw, tam magiczny świat, swój majestat ma. – wyrecytowała płynnie, uśmiechając
się lekko do nawracających wspomnień; ułamek sekundy później odskoczyła,
spłoszona cichym poklaskiwaniem, dochodzących zza otwartych drzwi. Odruchowo
odwróciła się zarumieniona i ujrzała mężczyznę, dobrze zbudowanego; stojącego
dokładnie naprzeciwko niej w taki sposób, że ich spojrzenia skrzyżowały się.
Obdarzyła go najbardziej promiennym uśmiechem, na jaki potrafiła się zdobyć. –
Annie! – podbiegła i rzuciła mu się na szyję, wtulając się w jego silne
ramiona. Delikatnym ruchem pogładził jej włosy, wtulając w nie twarz i
wzdychając zapach jej szamponu; najpiękniejszy, jaki mógł w tej chwili poczuć.
Ujrzał jej usta, tak kształtne i piękne, powoli zbliżające się do jego twarzy,
a potem...
Och, Annie... – cicho szeptała
Padme Amidala, gładząc opuszkami palców jego poraniony policzek. Leżał
przygwożdżony, w szpitalnym pokoju, podłączony do ciągu różnych urządzeń,
których nawet ona nie potrafiła zidentyfikować. On by potrafił. On wszystko
potrafił. Czuła się przytłoczona obecnością, a zarazem nieobecnością męża. To
takie... dziwne, widzieć swojego mężczyznę, nieprzytomnego, podtrzymywanego
przy życiu tylko sztuczną metodą. Dziękowała Mocy, że Ahsoka szybko wyzdrowiała
i opuściła szpitalne pomieszczenie, które z nim dzieliła; teraz mogła bez
strachu oddać się swoim gdybaniom. Zwolniona padawanka dostała nakaz odpoczynku
i skierowanie na rehabilitację, by nie stracić formy; przynajmniej nie będzie
się lenić pod nieobecność... nie, nie nieobecność... chwilową niedyspozycję
swojego Mistrza. Wydawała się taka... spokojna, tak, dziwnie spokojna. Czy
świątynne wychowanie zdołało wyplenić z niej porywczość; co nie udało się w
przypadku Anakina? Tęsknota..., tak, właśnie to uczucie wstrząsało młodym
sercem senatorki... miała go tak blisko, a jednak był taki odległy;
nieosiągalny. Ummm, co było powodem tego niefortunnego wypadku? Przecież mógł
zginąć... ale taka była natura wojny; ludzie ginęli, by inni mogli żyć...
radośnie, w błogiej nieświadomości... to było takie... niesprawiedliwe. Ciekawe
o czym myśli? I czy ją słyszy? Stawiała sobie coraz to nowsze pytania, było ich
coraz więcej.. a odpowiedzi nie nadchodziły. – Nawet nie wiesz, jak nudne jest
życie bez Ciebie... – wyszeptała melodyjnie, pokornie schylając
głowę.
To takie... pouczające,
dziwne... nieludzkie? Czuć dotyk dłoni, słyszeć szepty.. głosy, obelgi...
gdybania. A jednak nie móc po prostu otworzyć oczu, omieść pomieszczenia
wzrokiem wstać i pójść dumnie krzycząc Gloria. Nigdy nie doznał tak
tajemniczego uczucia, czuł się bezbronny, zdany na łaskę innych.. jak nigdy.
Nie czuł bólu, lecz nie czuł też ciepła... tylko muskanie dłoni; rozpoznawał
gości po dotyku i głosie... z każdym kolejnym gestem jego umysł chciał więcej,
ciepłe dłonie przyjaciół dodawały mu otuchy; najwyraźniej, gdy jego ciało się
poddało, jego umysł nie uległ otumanieniu... choć był pewny, ze jedną z metod
zminimalizowania cierpienia w jego stanie było odurzenie umysłu narkotykami...
czy jego umysł się opierał?
Ta... samotność. To takie
przytłaczające. Czuła się taka osamotniona, nie słysząc ciętych uwag swojego
Mistrza, nie mając do kogo podskakiwać... dopiero teraz zdała sobie sprawę, że
się z nim zżyła. Oj, Rycerzyku, dlaczego to musi zdarzać się właśnie Tobie?
Leżała na łóżku, w pokoju gościnnym; Chuchi zaproponowała im schronienie... tak
bardzo było jej szkoda przyjaciół. Rex... chyba czuł się lepiej. Właśnie,
powinna go odwiedzić... w końcu do Anakina jej nie wpuszczą. Czy to jej wina,
że niechcący stanęła na jakiś durny kabelek i całkowicie odłączyła... no, sama
nie wiedziała co, ważne, że coś odłączyła... Przemierzając krokiem korytarz
wyszła na zewnątrz, całe szczęście szpital był niedaleko senatorskiej willi.
Zdeterminowana przemierzała ulice, rzucając olśnione spojrzenia w kierunku
majestatycznego krajobrazu planety... była piękna. Kilka Pantoran przemknęło
obok, kompletnie nie zwracając na nią uwagi... i tu miały trwać zamieszki?
Przecież było tak... spokojnie. Durastalowe drzwi otwarły się z cichym piskiem,
a ona znów wkroczyła do krainy sterylnej bieli... nienawidziła takich miejsc.
Zapamiętała numer pokoju, więc bez zbędnych formalności udała się do Reksa,
klony leczono w zwykłym szpitalu, gdyż... uch, cóż założono blokady i od tej
pory żaden statek nie mógł ani wlecieć, ani wylecieć z planety. Na szczęście
medycy nie protestowali i z chęcią zajęli się czwórką rannych żołnierzy.
Zapukała krótko i weszła do pokoju; Rex siedział, nagą klatę opasał spory
bandaż, owinięty na całych plecach; prawa noga była usztywniona. – Cześć,
młoda, jak się czujesz? – spytał bez skrępowania, rozciągając się na tyle, na
ile pozwoliły mu opatrunki. Uśmiechnęła się pokrzepiająco i przysiadła na łóżku
obok Kapitana. – D..dobrze, tak myślę. – spuściła wzrok, nerwowo bawiąc się
dłońmi. Czuła się... źle. Ale nie fizycznie, lecz duchowo. – To nie twoja
wina. – wyszeptał, jakby czytając jej w myślach. Podniosła wzrok i spojrzała na
niego. Był taki sam jak wszyscy; idealna kopia w kopię. Ale jednak inny.
Wyjątkowy. Tak. Każdy z nich był wyjątkowy. Z początku nie rozumiała, czemu
Rada Jedi w pewien sposób sprzeciwia się wysyłaniu klonom na rzeź. Potem ich
poznała. Zobaczyła kim są. Nie byli jak droidy. Byli jak ludzie. Ludzie z krwi
i kości... ludzie, którzy zasługują na miłość.. przyjaźń... odkupienie...
życie. Każdy z nich na to zasługiwał... ale wielu z nich, och, żadnemu z nich
nie było dane zaznać tego smaku. Tak jak jej. W tym się zgadzali; oboje byli niewolnikami
wojny. Tylko, że ona mogła odejść. On nie.
Stał na balkonie, wpatrując
się w zatłoczone ulice miasta. Poprzedniego dnia musiał wyciągnąć z opałów
dwóch Jedi; a właściwie Rycerza i Padawana. A ten Rycerz był mu szczególnie
bliski. Był jak syn. Jak brat. Poczuł ucisk w sercu, znajdując jego
pokiereszowane ciało. Myślał, że odszedł. To był ogromny cios. Szkolił go,
odkąd był dzieckiem. Widział jak dorastał, zmieniał się... dojrzewał. A teraz
tak po prostu miałby go stracić? Dziękował Mocy, że udało mu się przeżyć. Nie
miał wątpliwości, że to dzięki niej. Kto normalny przeżyłby z takimi
obrażeniami? Nie. Anakin nie był normalny. Był Wybrańcem. Narwanym egoistą, ale
Wybrańcem. Najwidoczniej Moc miała jakiś cel w wybraniu go; może chciała
pokazać, że nie ten spokojny, pilny uczeń, zawsze wykonujący rozkazy przyniesie
chlubę i zwycięstwo Republice... ale mały niesforny kilkulatek. Tak, to była
jedyna odpowiedź. Albo Anakin po prostu miał się zmienić. W co wątpił... o,
nie. Anakin nigdy się nie zmieni.
Anakin
zawsze pozostanie Anakinem.
A
on zawsze będzie Obi-Wanem.
I
niech tak zostanie...na zawsze.
________________________________________________________________
Rozdział trochę...smutny? Przesłodzony, to dobre słowo. Ale to dla mojego Igusia, któremu do obiecałam ;*. Pamiętaj, że jesteś najlepsza. ^^
Zaklepuje xD
OdpowiedzUsuńBEZ JAJ! Przemo zginiesz!
UsuńOby tylko Ahsoka nie zawadziła nogą jeszcze o kabel kroplówki Anakina XD A rozdział super i chcę ciągu dalszego :D
UsuńIga najlepsza, a Kiwi komentuje. YAY.
OdpowiedzUsuńPotem to nogi śmierdzą xp
Anniee...;-;
JAK ANAKIN WALĄCY CLOVISA PO MORDZIE! |(chciałam napisać "Jak Anakin walący Anakina xD LOL)
NMBZT!<3
Kiwi znów nie pierwsza xD
UsuńSpadaj! Dorwę Ciebie i ten twój zacny rydwanik! xD
UsuńJak dzieci :-D Ja jutro skomentuję oba Wika. Nie martw się. :-P
UsuńNie porównuj, nie porównuj, nie porównuj... *wali głową w ścianę* Nie no, czytając początek co chwila wracałam do innego rozdziału, innej autorki i innego fandomu... Tylko, że Percy nie był pod narkozą, a Anakin nie odżył, bo nie umarł i nikt nie wykończył go tak, że budził się i płakał... Ale jebać to, pierdolenie o miłości itp. Padme i Annabeth chyba za długo siedziały z Afrodytą... Współczuję (Wybacz ciotka/kuzynka!). Dobra, ple, ple, ple... Anakin taki biedny, bla, bla, bla... Och, ach itp. ... sra ta ta ta... Wszyscy chcą mi jebnąć (Bo mnie tak kochacie <3) I Ahsoka! Smarkuś już wyzdrowiał? Pfff... Ja tu oczekiwałam chociaż jakiegoś marudzenia o natrętnych lekarzach czy coś, a tu... Ygh! Ona jest herosem! Przemyciła nektar (nie mogła wódki? ._.') i dla tego tak szybko się poskładała! Ale no... nie mogło być chociaż przebite kością płuco? :c I chwila... Widziała Reksa bez koszulki? Khehehe, no wiesz co mogę pomyśleć nie? :3 I zostawiłaś ich samych! Nie shipuję Rexsoki (patrząc po moich fangirlach i przyrównując wszystkie do siebie to chyba nie mam, żadnego upatrzonego paringu w SW o.O), ale no wiesz... Seksy były! XP
OdpowiedzUsuńA Dziadobi... Dobra, olewam go, powiedział swoje i tyle.
Cudo, kocham, love, abfdjadk *-* Pobieram Avengers. Loki taki cudowny nawet wbity w podłogę. Pójdą na kebaba! <3 Tooony *-* Leeevi *-* A nie chwila... Zapędziłam się. Mam Sashę na tapecie, ze skrzydełkami *-* Niech ziemniaki się nas strzegą! xDD
I love you but you me not :c
I'm just a little crazy stupid Des
Eren is Levi's bitch
Loki is my bitch
Anakin is youre bitch
Nico is my bitch... and Percy's, and Jason's... :3
And I'm nothing compared to You.
And I don't know why I speak English...
Smutno.. Jejku, jak coś napiszesz, to po prostu... No, wiesz, po prostu jesteś niesamowita. Aż mi serce łapało. Najpierw Padme, potem Ahsoka i jeszcze Obi-Wan. I podsumowanie też takie szczere i trafiające akurat tam, gdzie trzeba. Rozdział tak strasznie smutny, tęskny... Po prostu idealnie oddałaś uczucia Padme, poczucie głębokiej niesprawiedliwości i tęsknotę za kochankiem. Ślicznie napisane, prawie się wzruszyłam... Szkoda mi Anakina i tych wszystkich, którzy nad nim ubolewają. Napisane jak zwykle tak, że zwala z nóg, nic, tylko zazdrościć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDam dam dam. ROZDZIALIK. ^^ Omnomonomonomonomonomonomonmonmonmonmonomon... Takie Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww , że tego nie ogarniesz. *.* Anidala. *.* CEM WIĘCJE! *.* I ty to wiesz! *.* Jest sen, jej odczucia... jego już tak trochę nie związane z jego. I TAK ZA MAŁO! :< Wiesz, co mi obiecałaś. :< I ja na to czekam. :< Smarkuś i Reksio. *.* Są słodcy, ale... CEM ANIDALĘ! *tup* Nie, nie łudź się, nie dam Ci spokoju. *marzyciel* Ahsoka czuje się za to wszystko winna... Gdyby jeszcze tylko uciekła z myślami samobójczymi... O.o Wikuuu... Nie rób z niej mojej Padme! Błagam Cię! xD Shut up, nie obchodzi mnie, że nikt prócz nas i może ewentualnie Des, jeśli skojarzy, nie wie o co chodzi. xD Nawet rozmyślania Dziadobiego są Awwww!
OdpowiedzUsuńTa, jasne, najlepsza. NO CHYBA NIE! Idę spalić karteczki z nad biurka. xD Razem z Anakinem niszczysz naszą (Padme i moją) wiarę w siebie! No wiecie? Jak możecie?! Idźcie lepiej do pracy. *foch* I znowu nikt nie zrozumie o co chodzi. xD
" Anakin zawsze pozostanie Anakinem.
A on zawsze będzie Obi-Wanem.
I niech tak zostanie...na zawsze."
Jestem za! Ale ja bym zrobiła wersję:
"Anakin zawsze pozostanie Anakinem.
Nathaniel zawsze pozostanie Nathanielem.
A ona zawsze będzie Padme.
I niech tak zostanie... Na zawsze."
Aż mi się przypomniał mój filmik "Padme & Anakin Skywalkers". Ale pewnie i tak go nie obejrzałaś. :< Jedynie spytałaś jaka piosenka jest w tle. :< I gada od rzeczy... Może lepiej skończę. xD
NMBZT
Love U
IgusS
Jak można przesłodzić rozdział?! Oo.
OdpowiedzUsuńTego nigdy za wiele, zwłąszcza z Anakinem i Ahsoką <333.
Jak zawsze nie mam pomysłu na koma :C.
Rozdział jest po prostu genialny!!!! Nagroda literacka już na Ciebie czeka, nie ma co :P. Także ten...Dawaj nn, a ja spadam komentować dalej :)))
NMBZT
Best, ever, woooow! Ta ta tam! Świetny! Nie mam po prostu słów! Nie można chyba przesłodzić rozdziału za bardzo, ale ten nie był! Słodkość nie przekroczyła granicy :) Zazdrościć tylko talentu :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
NMBZT