A nienawiść je stawia.
Kim jestem? Człowiekiem?
Maszyną? A może jednym i drugim? Sam już nie wiem... nie wiem, gdzie się
znajduję i jaki jest mój cel. Oprogramowanie mówi, że mam zabijać... ale nie
przemawia ono do mnie. – zmechanizowane kończyny zaskrzypiały przeciągle, a on
poczuł jak jego ciało przeszywa elektryczność.
Czy ja umieram?
Nu kyr'adyc, shi
taab'echaaj'la. – Klon kurczowo przyciskał zabandażowany kikut dłoni do piersi,
co jakiś czas wydając nieprzyjemne bolesne jęki; pieczenie w nadgarstku
pozbawionym pięści nasiliło się, przeszywając go jak piekąca elektryczność.
Robot medyczny mozolnie przesuwał się w jego kierunku; wreszcie z pomocą
strzykawki napełnionej substancją łagodzącą uśmierzył jego ból; przyprawiając
go o uczucie błogiego spokoju.
– Myślę, że załatwią Ci protezę, CZ-748. Ewentualnie przydzielą do jakichś łatwiejszych zadań. – pani doktor wyłoniła się zza filaru, uważnie studiując notatki. Miała kaszmirowe włosy, spięte w wysokiego koka i biały fartuch spływający po jej zgrabnej sylwetce. Łypała oczami spod okularów w czarnych oprawkach; podeszła do łoża i przyłożyła dłoń do jego skroni. Kiwnęła głową i oddaliła się, a żołnierz opadł na poduszki wykończony.
– Myślę, że załatwią Ci protezę, CZ-748. Ewentualnie przydzielą do jakichś łatwiejszych zadań. – pani doktor wyłoniła się zza filaru, uważnie studiując notatki. Miała kaszmirowe włosy, spięte w wysokiego koka i biały fartuch spływający po jej zgrabnej sylwetce. Łypała oczami spod okularów w czarnych oprawkach; podeszła do łoża i przyłożyła dłoń do jego skroni. Kiwnęła głową i oddaliła się, a żołnierz opadł na poduszki wykończony.
Delikatna ręka ukochanej
przesuwała po jego nieruchomej dłoni, rozprostowując palce co jakiś czas, czuł
delikatne impulsy, lekkie drgania, zdając sobie sprawę, że co jakiś czas jego
przyszpilone do łoża ciało zmienia pozycję. Dlaczego musiał być w pełni
świadomy? Było to jeszcze gorsze uczucie niż w tym przypadku błoga niewola
umysłu. Chciał jej. Pragnął jej. Pożądał jej. Czuł usta ukochanej, delikatnie i
subtelne jak zawsze, jej łagodne pocałunki, przyprawiające go zawsze o zawrót
głowy. Ale nie teraz. Czuł... chłód, zimno, nie czuł gorąca bijącego od
rozpalonych warg kobiety. Czy była martwa? A może on był martwy? Nie... serce
wciąż biło zaciekle w jego piersi, trzymając w nadziei bliskich. Och, Padme,
moja kochana Padme.., słowa napływały na jego usta i rozmywały się na języku
nie pozwalając przeobrazić się nawet w cichy, słaby szept. Czuł jak jakiś
łańcuch bezsilności oplata jego ciało, nie pozwalając ani na chwilę przejąc kontroli
nad WŁASNYM ciałem. Powoli się poddawał. Nie tylko on sam... ale też
jego umysł.
Lazurowe ściany, przyozdobione
milionem kolorowych kamieni, ikon i obrazów przyprawiały o zachwyt,
napełniający serca podziwiających radością i szczęściem. Ale niestety nie
sprawdzało się to w przypadku młodej padawanki, Ahsoki Tano, która krocząc z
hardo zadartym podbródkiem, nie dała poznać po sobie słabości i tęsknoty za
własnym Mistrzem. Z rękami splecionymi za plecami wędrowała zgranie u boku
Mistrza Jedi, Obi-Wana Kenobiego, który spoglądał na nią z ukosa, chcąc
odczytać jakiekolwiek oznaki, zdradzające jej faktyczny stan.
– Ahsoko? Wszystko gra? – spróbował zwrócić jej uwagę, beznamiętnie wypowiadając jej imię. Padawanka puściła pytanie mimo uszu i otrzepała dłonią czerwone pół-legginsy, opinające jej ciało. Spuściła wzrok i na ułamek sekundy zacisnęła powieki, tłumiąc łzy cisnące jej się do oczu. Czemu akurat on? Spytała siebie w duchu, po czym odsunęła się, robiąc miejsce masywnemu Pantorianowi, prawdopodobnie jednemu ze strażników, czego domyśliła się po oznaczeniach, wieńczących jego przedramię. Złota, sześcioramienna gwiazda w okręgu, brązowa strzała i niebieska wstążka niewiadomego znaczenia. Minął ich, trącając ją łokciem, wyrwało jej się krótkie "Hej!", ale mężczyzna wyraźnie ją ignorując jednym susem przebył odległość, dzielącą go od drzwi i zniknął jej z oczu. Kenobi uspokajającym gestem położył dłoń na jej chudym ramieniu, będąc po chwili zgromionym pozornie morderczym spojrzeniem: w głębi tak przepełnionym czystym bólem i ledwie mieszczącą się w jej drobnym ciele tęsknotą
–Ahsoko... – zaczął niewzruszony po raz drugi, przywołując nagle wspomnienie upadającego Anakina, które prześladowało go długo po bitwie z Dooku na Geonosis. Widział jak rzuca się w ślepej furii, po czym porażony w stanie zakłamanej agonii upada na skałki i nieruchomieje; pozostawiając go sam na sam z lordem Sithów. To moja wina, krzyczało jego wewnętrzne JA, obwiniając jego osobę o całą tę wielką wojnę. A on obwiniał Anakina... ale czy tak naprawdę była to kogokolwiek wina? Najwidoczniej los tak chciał, niezbadane są ścieżki Mocy...
– Ahsoko? Wszystko gra? – spróbował zwrócić jej uwagę, beznamiętnie wypowiadając jej imię. Padawanka puściła pytanie mimo uszu i otrzepała dłonią czerwone pół-legginsy, opinające jej ciało. Spuściła wzrok i na ułamek sekundy zacisnęła powieki, tłumiąc łzy cisnące jej się do oczu. Czemu akurat on? Spytała siebie w duchu, po czym odsunęła się, robiąc miejsce masywnemu Pantorianowi, prawdopodobnie jednemu ze strażników, czego domyśliła się po oznaczeniach, wieńczących jego przedramię. Złota, sześcioramienna gwiazda w okręgu, brązowa strzała i niebieska wstążka niewiadomego znaczenia. Minął ich, trącając ją łokciem, wyrwało jej się krótkie "Hej!", ale mężczyzna wyraźnie ją ignorując jednym susem przebył odległość, dzielącą go od drzwi i zniknął jej z oczu. Kenobi uspokajającym gestem położył dłoń na jej chudym ramieniu, będąc po chwili zgromionym pozornie morderczym spojrzeniem: w głębi tak przepełnionym czystym bólem i ledwie mieszczącą się w jej drobnym ciele tęsknotą
–Ahsoko... – zaczął niewzruszony po raz drugi, przywołując nagle wspomnienie upadającego Anakina, które prześladowało go długo po bitwie z Dooku na Geonosis. Widział jak rzuca się w ślepej furii, po czym porażony w stanie zakłamanej agonii upada na skałki i nieruchomieje; pozostawiając go sam na sam z lordem Sithów. To moja wina, krzyczało jego wewnętrzne JA, obwiniając jego osobę o całą tę wielką wojnę. A on obwiniał Anakina... ale czy tak naprawdę była to kogokolwiek wina? Najwidoczniej los tak chciał, niezbadane są ścieżki Mocy...
– Padawanie Tano. – oschłym tonem zawarczał
Kenobi, zatrzymując się w końcu wpół kroku. Togrutanka obdarzyła go lodowatym
spojrzeniem, a jej dolna warga zadrżała; wyglądała teraz jak mała dziewczynka,
gotowa w każdej chwili wybuchnąć głośnym, dziecięcym płaczem.
– Rozumiem, że Ci ciężko... – podjął się rozmowy, krzyżując dłonie na wysokości piersi, a symbol republiki na jego barku zalśnił w blasku światła słonecznego.
– Ale nie możesz zamknąć się na świat. Anakin z tego wyjdzie, uwierz mi. Wychodził z gorszych sytuacji, rozumiesz? – położył dłonie na jej ramionach, starając się dodać jej otuchy. – Na pewno nie chciałby aby jego Smark mazał się z powodu jego małego zadrapania. Rozumiesz? Mamy zadanie do wykonania... chodź, podobno namierzyli dziwne wyładowania energii na stepie, otoczonym przez gęstwinę leśną. – ruszył we właściwym kierunku, a Tano zacisnąwszy pięści posłusznie podążyła jego śladem.
– Rozumiem, że Ci ciężko... – podjął się rozmowy, krzyżując dłonie na wysokości piersi, a symbol republiki na jego barku zalśnił w blasku światła słonecznego.
– Ale nie możesz zamknąć się na świat. Anakin z tego wyjdzie, uwierz mi. Wychodził z gorszych sytuacji, rozumiesz? – położył dłonie na jej ramionach, starając się dodać jej otuchy. – Na pewno nie chciałby aby jego Smark mazał się z powodu jego małego zadrapania. Rozumiesz? Mamy zadanie do wykonania... chodź, podobno namierzyli dziwne wyładowania energii na stepie, otoczonym przez gęstwinę leśną. – ruszył we właściwym kierunku, a Tano zacisnąwszy pięści posłusznie podążyła jego śladem.
Repulsorowy skuter z
królewskimi oznaczeniami powoli mknął w ich kierunku, by na końcu przystanąć
trzy metry przed nimi, wznosząc w powietrze tuman kurzu. Z maszyny zsiadł
dobrze zbudowany mężczyzna, w niebieskim płaszczu z granatową narzutą i złotymi
guzikami. Zdjął z czaszki masywny hełm i ukłonił się nisko, po chwili
przedstawiając się jako wysłannik polityka Barona Papanoidy, wyjął
holograficzny przekaźnik i wyświetlił wiadomość od swojego pana. Niebieska
postać przemówiła wysokim barytonem szczegółowo nakreślając sytuację, po czym
zamigotała i znikła, rozpływając się nad przenośnym spodkiem.
– Sprawdzimy to. – Kenobi pewnie uścisnął dłoń przybysza i przyjął holowyświetlacz, chowając go do głębokiej kieszeni tradycyjnej szaty Jedi. Niebieskoskóry obdarzył ich drapieżnym uśmiechem, po czym wsiadł na skuter i odjechał, nie oglądając się na nich ani razu.
– On jest podejrzany, Mistrzu... – rzuciła Ahsoka, przykucając i mrużąc oczy, by po chwili podnieść szpiczasty przedmiot koloru srebrnego, wyraźnie dopadnięty przez korozję.
– Co to? – wstała, pokazując mały szpikulec Kenobiemu, który gładząc się po brodzie wzruszył ramionami.
– Wygląda znajomo... – ułamek sekundy później jego źrenice rozszerzyły się przerażeniem, a on sam złapał padawankę za chude ramię, gwałtownie odciągając ją w bok.
– Padnij! – krzyknął pośpiesznie, a przedmiot zakołysał się i rzucił w stronę podłoża, by po chwili znieruchomieć i eksplodować grudkami ziemi i piachu, które rozbryzgały się na wszystkie strony świata.
– Sprawdzimy to. – Kenobi pewnie uścisnął dłoń przybysza i przyjął holowyświetlacz, chowając go do głębokiej kieszeni tradycyjnej szaty Jedi. Niebieskoskóry obdarzył ich drapieżnym uśmiechem, po czym wsiadł na skuter i odjechał, nie oglądając się na nich ani razu.
– On jest podejrzany, Mistrzu... – rzuciła Ahsoka, przykucając i mrużąc oczy, by po chwili podnieść szpiczasty przedmiot koloru srebrnego, wyraźnie dopadnięty przez korozję.
– Co to? – wstała, pokazując mały szpikulec Kenobiemu, który gładząc się po brodzie wzruszył ramionami.
– Wygląda znajomo... – ułamek sekundy później jego źrenice rozszerzyły się przerażeniem, a on sam złapał padawankę za chude ramię, gwałtownie odciągając ją w bok.
– Padnij! – krzyknął pośpiesznie, a przedmiot zakołysał się i rzucił w stronę podłoża, by po chwili znieruchomieć i eksplodować grudkami ziemi i piachu, które rozbryzgały się na wszystkie strony świata.
Padme obejrzała się przez ramię, jeszcze raz spoglądając na leżącego ukochanego. Wyglądał jakby spał.., a nie był śmiertelnie ranny i wprowadzony w stan śpiączki. Westchnęła cicho i ostatni raz przed opuszczeniem szpitalnego pokoju przysiadła na krześle obok, głaszcząc opuszkami palców jego gładki policzek, tak blady... taki niepodobny do jej Anakina... momentalnie poczuła jak dłoń Skywalkera gwałtownie zaciska się na jej nadgarstku. Zaskoczona spojrzała w tamtą stronę, by usłyszeć agonalny wrzask i zobaczyć gwałtowne konwulsje, wstrząsające ciałem Rycerza Jedi. Gorące krople potu zaczęły spływać po jego czole, a ona przerażona wpatrywała się w rzucającego się męża, by po chwili usłyszeć ciche pikanie maszynerii, przechodzące w przeciągły pisk, sugerujący, ze...
Nie. Nie. Nie. To niemożliwe...__________________________________________________________________
I tak oto kończy się piąty rozdział! Pisany dosyć długo ze względu na szczyt lenistwa, brak chęci, bo na brak weny nie mogę narzekać! Myślę, że epizod wyszedł całkiem przyzwoity i jestem z niego w miarę dumna. Mogły wkraść się literówki, choć mam nadzieję, że jednak udało mi się je wyplenić. Cóż, liczę na komentarze i niech Moc będzie z Wami!
BOSKI I KONIEC KROPKA! Jestem tylko zawiedziona, bo miał chyba coś wspominać. *foch* A to w kolumnie to do mnie nie...? *marzyciel* Jestem grzeczna, lalalala... Smarkuś tęskni za Rycerzykiem, to takie słodkie. *.* :< Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie,nie,nie,nie,nei,n,nie,enie,niee,niene,neien,eneine,neieneien,neienrienrienie,nieinienieneineienienienienieneineieneienie. Rozumiesz? NIE WOLNO MU ZGINĄĆ KONIEC KROPKA! TUP TUP TUP TUP TUP TUP
OdpowiedzUsuńCud miód malina i orzeszki. ^^ *>*
NMBZT
IgusS<3:*
"Miłość łamie bariery." - Ahahaha... Już się nie wypowiem kto mógłby zaprzeczać xD
OdpowiedzUsuńA teraz... Eeee... Yyy... MALEC!
Jestem złym człowiekiem!
Angsty...
Tak bardzo hejcę Sebastiana
Smarkuś załamany?
W KOŃCU NA TEMAT! To jak wygrać w totka.
Dobra, znęcasz się nad każdym? W końcu się nauczyła!
Ale kurwa o co chodzi? *fioletowa blondynka*
Podpiszę się pod tym, co pisała Iga... No nie wszystkim (ale tu brakuje mi odpowiednich wyjaśnień, nie chce mi się wysilać mego mózgu).
Koteł!
Szatan, it's you? o.o
Mrrrrrr...
Church też fajny, ale on jest persem.
Miau, Szatan jest, teraz jeszcze Lucyfer *paczy na nick* Lucyfer obecny, zaczynamy imprezę. Jeszcze Azazel. Ale zakaz wstępu dla Lilith...
Wracając do rozdziału: Kocham, wiesz za co itp. Końcówka tak bardzo stresująca... Chyba, że jest się mną, yolo!
Lepsze to niż związanie z demonem, tak na pocieszenie.
A kaczki są złe!
Dalej ktoś to czyta? Pozdrawiam.
W SnK zawsze latają kaczki o.o Jace, może jednak wrócimy do innego wymiaru?
...
Jace, samobójco!
Przepraszam.
Kochasz mnie <3
Kocham to.
Alec kocha Magnusa.
Kocham Maleca.
Mnie nikt nie kocha.
Pająki geje rozprzestrzeniają homoseksualizm swoimi ugryzieniami.
Mam dwa nazwiska, yolo.
Cem więcej.
Ajsdkgjjfd.
~ Płonąca Gwiazdka Ścieżki Smoka <3
Poooooooooooooooodjaaaaaaaaaaaaaaaaaaaraaaaaaaaaaaaa... *O*
OdpowiedzUsuńChyba najlepszy rozdział :) super te wszystkie przemyślenia. Tylko wątek Ahsoki i Obi Wana według mnie za krótki. A co do Anakina to jeśli nie zginie (a fajnie by było xD *sadysta*) to weź go chociaż jakoś wykop na długi czas z opowiadania bo wątek Ahsoki bez niego taki fajny :D
OdpowiedzUsuń