Świst powietrza nieprzyjemnie drażnił jej słuch; otaczał ją niewyobrażalny hałas, blasterowe błyskawice przecinały powietrze; do tej pory kojący brzęk miecza świetlnego dało się słyszeć wszędzie. Czuła jak wznoszący się tuman kurzu powoduje łzawienie oczu; spojówki piekły ją irytująco, a donośne agonalne wrzaski wypełniały świadomość, nie dając jej ani chwili wytchnienia. Gdzie ja jestem? Co się dzieje? – pytała sama siebie, kasłając czerwoną, gęstą substancją. Dlaczego zamiast śliny pluła krwią? Co się stało? Co jej było? Dopiero teraz ujrzała wielką dziurę, wielkości ludzkiej pięści, wieńczącą jej biodro przy samym brzegu. Cholera! Widziała własne kości! Własne kości! Chciała się obrócić; niespodziewanie zachwiała się i upadła skowycząc boleśnie. Wszystko zasnuła gęsta, biała mgła; usta rozchylone w niemym wrzasku wyschły całkowicie, a ona jakby w połogu opadła na plecy, wiercąc się niemrawo. Słyszała jakieś przyciszone szepty; oczami duszy widziała sylwetki żołnierzy klonów, widziała Jedi, który postrzelony pociskiem udarowym upada w dół i na wieczność nieruchomieje. A potem nadeszła ciemność. Gdy się obudziła dostrzegła, że pochyla się nad nią Anakin; spróbowała się uśmiechnąć, ale wtedy dotarło do niej coś jeszcze.
Jego oczy jaśniały krwawą czerwienią, a pomarańczowe żyłki przecinały tęczówki tu i ówdzie. Mistrzu! – chciała krzyknąć, ale zamiast tego ujrzała tylko błysk niebieskiego światła. A potem wszystko odeszło. Odeszło w niepamięć, strawione przez przejmującą pustkę.
– Ahsoko! – potężny, znajomy głos zwalił się nad nią jak grom z jasnego nieba. z trudem podniosła ociężałe powieki, a przed nią zamajaczył – najpierw niewyraźnie, z czasem nabierając ostrości – obraz Skywalkera, pochylającego się nad nią z zatroskaną miną.
Przerażona wcześniejszą wizją wymierzyła mu mocny policzek, a Jedi odskoczył zaskoczony, łapiąc się odruchowo za bolące miejsce. Zakryła usta dłonią, po chwili obnażając ostre ząbki w drapieżnym uśmiechu i zawarczała cicho; czyżby obudził się w niej instynkt zabójcy?
– Jakby to powiedzieć... ktoś zamienił moją padawankę na wściekłego akka... – mruknął bez przekonania, rozmasowując obolałą część twarzy. Togrutanka oblała się soczystymi rumieńcami i odwróciła wzrok, wbijając go w robota astromechanicznego R2, który właśnie siłował się z systemem jakiegoś urządzenia.
– Wystraszyłeś mnie. – odpowiedziała wymijająco, w stresie przygryzając dolną wargę. Oparła dłonie na biodrach i zakręciła nimi, wykonując następnie teatralny obrót. Wybraniec obserwował jej poczynania w milczeniu po czym westchnął zrezygnowany, obdarzając zaszczytnym spojrzeniem szklankę wody, nieśmiało stojącą na blacie pobliskiego stolika. Delikatnym gestem Mocy uniósł naczyńko i przenosząc w powietrzu obrócił gwałtownie, wylewając całą jego zawartość na głowoogony małej cwaniary.
– Hej! – pisnęła, unosząc dłonie nad głowę i spojrzała na niego z wyrzutem, obserwując w zadumie niewinny uśmiech, jaki pojawił się nagle na jego twarzy. Mimo wszystko dobrze było widzieć ten uśmiech, mimo jego wewnętrznej złośliwości.
– Gdybym chciał oglądać tańce, poszedłbym do kantyny, pełno tam tancerek. – powiedział zaczepnie, popisowo okręcając rękojeść miecza świetlnego w dłoni.
– Mhm... – mruknęła, obnażając zęby w złośliwym uśmiechu, nie miała siły się z nim kłócić. Czuła dziwny... strach, nie wiedziała czemu, ale... bała się go. Pytanie brzmiało: dlaczego?
– Mace, tutaj! – krzyknęła nagle Shaak Ti, ponaglając dłonią czarnoskórego mistrza. Przed nią rozciągał się spory, przyciemniony tunel, ukryty za płaską klapą, idealnie zgrywającą się ze ścianą.
– Komandor Sicko wykrył ślady stóp... świeże. – powiedziała szeptem, gdy przyjaciel znalazł się tuż obok. Objęła dłonią przestrzeń otwartego korytarza i nie spuszczając oka z buszującego obok robota-sondy uśmiechnęła się drapieżnie, uświadamiając sobie jak blisko celu się znajdowali.
– Niedługo wszystko się rozwiąże... mam dziwne przeczucia, że jesteśmy już na półmetku. – Windu wydawał się naprawdę szczęśliwy, a entuzjazm skryty pod płaszczem obojętności niemalże rozsadzał mu czaszkę. Byli tak cholernie blisko! Mają szansę na zawsze zakończyć tę wojnę. A Moc najwyraźniej była z nimi. Cały czas...
– Generale! – klon, którego numeru mężczyzna nie zdołał zapamiętać przyklęknął nagle, opierając karabin na udzie. – To przejście zarejestrowane w systemie jest jako... droga dla ludzi od fabryki ScientistLane. – zameldował, poprawiając hełm i zaraz zaczął dokładnie badać całą okolicę.
– Ta spółka nie istnieje od lat... – zdziwiła się Togrutańska mistrzyni, rozprostowując palce i po chwili przeniosła spojrzenie na Koruna.
– A jednak całkiem niedawno ktoś tędy przechodził... i sądząc po informacjach, jakie zdołaliśmy zgromadzić jest to osoba, której szukamy.
Ti miała jednak złe przeczucia. Coś wisiało nad nimi. Jakieś fatum. Coś w rodzaju... klątwy. Czy byli skazani na niepowodzenie? Nie! Na pewno dadzą radę.
Sędziwy mistrz podniósł ociężałe powieki i wodząc przenikliwym spojrzeniem bagiennych oczu westchnął głęboko, postukując drewnianą laseczką w wypolerowaną podłogę. Ciemna strona przysłaniała przyszłość od wielu, wielu lat. Ale tym razem... czuł coś jeszcze oprócz przejmującego mroku. Echo strachu, bólu, goryczy. Czuł zło. Czuł wewnętrzną walkę...
Toczoną przez Skywalkera. Niemalże słyszał skowyty bólu, mimo, że ich nie było. Niemalże widział boleść w jego oczach i ogień, trawiący serce.
Ale przecież Anakin był cały. Był z przyjaciółmi. Był... sobą.
Czy na pewno?
Wybraniec... jeśli faktycznie nim był, ukryci Sithowie z całych sił zapragną zagarnąć jego potęgę. Albo przeciągając go na swoją stroną, albo... zabijając. Tylko która z tych opcji bardziej pasowała do Lorda Sidiousa? Coś nadchodziło, coś, czemu Yoda nie zdoła podołać. Coś, a raczej ktoś, kogo będzie mógł zabić tylko... zrodzony z Mocy... Anakin. O ile był tym, za kogo od zawsze go uważali. Miał przerażające przeczucie, że cały dotychczasowy świat legnie w gruzach, zakopany pod warstwą szczątków, a na jego miejscu powstanie coś nowego... okropnego. Złego.
Nad konsoletą zawisł naturalnej wielkości hologram, przedstawiający nikogo innego jak Kanclerza Palpatine'a. Zebrani wokół stołu wojskowi wymienili ukradkowe spojrzenia, po chwili wysłuchując uważnie, co ma im do powiedzenia. Musiało to być coś naprawdę ważnego, skoro Palpatine kontaktował się z nimi osobiście. Anakin nerwowym ruchem postukał w gładką powierzchnię wyświetlacza i oparł się dłońmi o blat, na chwilę zamykając oczy. Wydawał się... zmęczony. Wykończony. Jak weteran po wieloletniej służbie, choć nie można było powiedzieć, że wojna go nie postarza. Miał raptem dwadzieścia trzy lata, a doświadczenia równe ponad czterdziestoletniemu żołnierzowi. Nietypowy gest nie umknął uwadze Kenobiego, który po dłuższej chwili wpatrywania się w najlepszego przyjaciela, przeniósł wzrok na przejrzystą sylwetkę kanclerza, nie spuszczając jednak oka z byłego padawana. Zachowywał się... inaczej. Był bardziej milczący, wciąż naprawdę narwany, ale... jakiś taki przygaszony. Obi-Wanem wstrząsnęły złe przeczucia. Coś leżało na rzeczy, Skywalkerowi coś dolegało. Tylko co... był wykończony, ledwie co wrócił do żywych, ale... nie zmieniało to faktu, że był... inny.
– Sytuacja na Coruscant jest ostatnio bardzo zawikłana. – mówił hologram, z bezradnością wznosząc ręce. – Senatorowie buntują się przeciwko nowym ustawom, chcą abyśmy zaatakowali planety separatystów... – przybrał zatroskaną minę i przeniósł wzrok bezpośrednio na Anakina. – Obawiam się, że ty i Mistrz Kenobi będziecie musieli wrócić na powierzchnię stolicy... – ciągnął, składając dłonie w charakterystyczną piramidkę. Toczoną przez Skywalkera. Niemalże słyszał skowyty bólu, mimo, że ich nie było. Niemalże widział boleść w jego oczach i ogień, trawiący serce.
Ale przecież Anakin był cały. Był z przyjaciółmi. Był... sobą.
Czy na pewno?
Wybraniec... jeśli faktycznie nim był, ukryci Sithowie z całych sił zapragną zagarnąć jego potęgę. Albo przeciągając go na swoją stroną, albo... zabijając. Tylko która z tych opcji bardziej pasowała do Lorda Sidiousa? Coś nadchodziło, coś, czemu Yoda nie zdoła podołać. Coś, a raczej ktoś, kogo będzie mógł zabić tylko... zrodzony z Mocy... Anakin. O ile był tym, za kogo od zawsze go uważali. Miał przerażające przeczucie, że cały dotychczasowy świat legnie w gruzach, zakopany pod warstwą szczątków, a na jego miejscu powstanie coś nowego... okropnego. Złego.
Nad konsoletą zawisł naturalnej wielkości hologram, przedstawiający nikogo innego jak Kanclerza Palpatine'a. Zebrani wokół stołu wojskowi wymienili ukradkowe spojrzenia, po chwili wysłuchując uważnie, co ma im do powiedzenia. Musiało to być coś naprawdę ważnego, skoro Palpatine kontaktował się z nimi osobiście. Anakin nerwowym ruchem postukał w gładką powierzchnię wyświetlacza i oparł się dłońmi o blat, na chwilę zamykając oczy. Wydawał się... zmęczony. Wykończony. Jak weteran po wieloletniej służbie, choć nie można było powiedzieć, że wojna go nie postarza. Miał raptem dwadzieścia trzy lata, a doświadczenia równe ponad czterdziestoletniemu żołnierzowi. Nietypowy gest nie umknął uwadze Kenobiego, który po dłuższej chwili wpatrywania się w najlepszego przyjaciela, przeniósł wzrok na przejrzystą sylwetkę kanclerza, nie spuszczając jednak oka z byłego padawana. Zachowywał się... inaczej. Był bardziej milczący, wciąż naprawdę narwany, ale... jakiś taki przygaszony. Obi-Wanem wstrząsnęły złe przeczucia. Coś leżało na rzeczy, Skywalkerowi coś dolegało. Tylko co... był wykończony, ledwie co wrócił do żywych, ale... nie zmieniało to faktu, że był... inny.
A później maszyneria wydała przeciągły pisk; połączenie przerwano, a zasilanie w całym centrum zostało odcięte.
Łapaj, Loczku. ;*
Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee... Rozdział Awwwwwwww *.* oczywiście, ale czegoś mi jakby brakuje O.O Takie... No coś brakuje, bo gdzie nagle niby podziała się Padme? No Wikuś, naprawdę, pozbawiasz mnie Anidali i gdzie ja mam mieć wenę na Never let me go? :C I te no... Nowe rozkazy po które mieli wracać... Też ich nie widzę :c Ahsoka striptizerką! Młoda, już wiem co będziesz robić, skoro opuściłaś Zakon xD Dobry Annieś, przecież ma własną prywatną tancereczkę ^^ *marzyciel* Yoda, spadaj, on będzie dobry, nie ce ani Vadera ani zabijanka. :c
OdpowiedzUsuńAnnie... Żyj! Pobudka! :c
NMBZT
IgusS
[Nie chce mi się znowu przelogowywać xD]
Świetny rozdział ;3
OdpowiedzUsuńJaki jest najlepszy budzik? SPOLICZKOWANIE RYCERZYKA! Oł je! Ale Ci dała popalić Mistrzu :P To chyba ja już jestem lepsza :3 Taaak. Już od pierwszego września będę znowu Twoją padawanką... nie pytaj mnie kto był Mistrzem lepiej >.> Rada nie pozwala .__. Dobra. Koniec gadki o mnie! Ja teraz komentuje to cudo!
OdpowiedzUsuńEj, ej, ej, ej, ej! Śmigus dyngus był już dawno temu, tak? Jakim prawem ją oblewasz?! Hm? Bije Ci? ;P Masz przerypane!
Przez wątek Yody mi jest smutno :C Będzie Sidious i Imperium :<
Sidioooooooooooooooooooooooooooooooouuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuus nikt Cię nie chce słuchać dlatego połączenie zerwano xD
Rozdział świetny i czekam na ciąg dalszy ^-^
Niech Moc będzie z Tobą <3
Kiwi ^.^
WoW :) Epickie!
OdpowiedzUsuńSpieszę się, więc komentarz nie będzie długi, ale wiedz, że jesteś mistrzynią! Napisz książkę :3
Ale ja cem, żeby Annie był zły! U ciebie będzie zły? Bo okaże się, że tylko ja zmienią go w Sitha ;-;
Aaa! Policzkować na obudzenie <3 I ta dziuuuura... I kości. YaY! Ale straszne... Nie chciałabym widzieć czegoś takiego/ Ale z tego co zauważyłam przez ostatni rok, ty bardzo lubisz kiedy ktoś cierpi :P A Palpatine jest świetny! Jak ja go uwielbiam! Taki dwulicowy... Chyba nie ma innego tak dobrego aktora w całej galaktyce xD Zdołał oszukać całą Republikę, że jest dobrotliwym kanclerzem xD Taag :3
A Annie bawi się w Wielki Poniedziałek :D I chlup wodą na Sokę! Powinien za to oberwać poduszką! Ale wątek z przemyśleniami jest naj, naj, naj! Po prostu ekstra!
I koniec :D
NMBZT!
Czekam na kolejny rozdział!
Idka ^^
Huhu, miałam małe zaległości, ale już nadrobiłam i przeczytałam poprzednie rozdziały, które gdzieś przegapiłam... I jedyne co ciśnie mi się na usta to to, że jak zawsze jest jak zawsze genialnie, tyle w temacie. Opisy, wszystko jest tak właściwe.. Podziwiam to, że koszmar jest opisany tak samo świetnie jak oblewanie wodą. Ciekawi mnie, co przerwało połączenie na koniec... No, cudowne :) Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńNo i przybyłam i ja! Taaaa... Pierwsza część jak dla mojego "delikatnego" umysłu było ciężkostrawna, wybacz,ale mam wstręt do takich ran,przez samo czytanie było mi niedobrze... Szczerze wolałabym,aby Annie został na LS,ale to tylko moje wolenie,a co ty z tym zrobisz,twoja sprawa. Opisy są świetne,bardzo mi się podobają. Oblewanie wodą mnie rozwaliło na łopatki! XD Mimo iż podobno tak swobodne używanie Mocy jest niewłaściwe,ale chrzanić to! To je Skywalker jemu można ;) Dobrze,ja się uprzejmie kłaniam,życząc weny (Ashsoka sama się nie... A dobra nie będę spoilerować XD)
OdpowiedzUsuńNMBZT!
Sonia
Jeden: kaszlenie krwią - Des/Luce i wszelkie inne szatany zawarte w mojej osobie płaczą, bo Jem! Zapamiętaj to! ;-; I właśnie dlatego jedzenie naleśników jest trudne.
OdpowiedzUsuń"Widziała własne kości!" TAK! *o* Ale o kim mowa? Piszę to na bieżąco xD
"Przerażona wcześniejszą wizją wymierzyła mu mocny policzek" miłość, miłość, miłość! Tak bardzo... Nie, dobra, nie porównam, jestem grzeczna xD ALE TAK BARDZO!
"obdarzając zaszczytnym spojrzeniem szklankę wody, nieśmiało stojącą na blacie pobliskiego stolika." Uprasza się o niemolestowanie wzrokowe biednych szklanek, mówi przedstawicielka szklanek, chalo, zostawcie mnie! I ja wcale nie stoję tak nieśmiało! Tak tylko trochę...
Dobra, ja znowu myślę o Shai i jej domniemany powiązaniu z Lucyferem, co do którego sama nie jestem pewna. Ogólnie myślę teraz tylko o Stories, Remusie 4w5, który przegrywa życie i totalnym bajzlu na Brooklynie. Lel.
Kocham to. Tylko mogłabyś oddzielić jakoś poszczególne fragmenty bo miałam mindfuck. Mighty Long Fall *o* Kocham to mocno. Ahsoka tańczy lepiej niż ja, a macarenę i tak najlepiej tańczy Snape, no coś tu nie gra... Sumi mi zjadło :C
Dobra, ale serio, jestem w tym rozdziale, lel, Sumi dobrze zrobiła mianując mnie szklanką. Bycie naczyniem jest fajne. Serio musiałaś zakończyć awarią prądu? xD Mówić im, że rachunki powinni płacić w terminie... Ugh. >.<
Nie wiem co jeszcze... Miłość, wiadro miłości. Weź je i dobrze spożytkuj. TAK CHCĘ JUŻ MOJE NIEBIESKOOKIE CUDO! OSOBIŚCIE NAZYWAM GO ALEXANDER, BO CZARNE WŁOSY I NIEBIESKIE OCZY! JA JUŻ WIEM, ŻE ON JEST ZAJEBISTY! To nie Caps, ja po prostu wyrażam swoją aprobatę czymś innym niż pierdolnięcie w klawiaturę.
Luv <3